Translate

poniedziałek, 10 listopada 2014

Chapter: 9

Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Siedziałam na kolanach chłopaka i lizałam się z nim dobre 5 minut. Do tego ten chłopak może mieć tysiące takich, jak ja. Nie byłam sobą w tym momencie, zapomniałam o rozumie. Stałam się zupełnie kimś innym, Sky Cambell nie potrafiłaby pocałować chłopaka.
- Stop! - odparłam odsuwając się od niego.
- Co się stało? - zapytał puszczając mnie, był zdezorientowany.
- To bez sensu. Przepraszam - wymamrotałam wstając.
- Ej, no przecież wszystko jest dobrze. O co chodzi? - uśmiechnął się łapiąc mnie za rękę.
- Justin powiedz mi, dlaczego spędzasz ze mną czas? Mój tata ci kazał, będzie lepsza kasa? - rzekłam po chwili namysłu.
- Nie! Lubię cię, potrafisz ze mną normalnie pogadać. Nie piszczysz na mój widok, pomagasz mi swoją obecnością. Sky nie wymyślaj chorych historii. Może przesadziliśmy z tym pocałunkiem, ale chcę się z tobą przyjaźnić. Potrzebuję cię - mówił patrząc mi w oczy, jego słowa były prawdziwe.
- Ale ja jestem beznadziejna, a ty możesz mieć każdą - załkałam siadając na kanapie, a z moich oczu poleciały łzy.
- Nie chcę innej, chcę ciebie Sky - wyszeptał przytulając mnie.
Nagle usłyszałam, jak drzwi wejściowe się otwierają. Rodzice wrócili.
- Cześć Skyler - tata pojawił się w salonie z dużą walizką, którą postawił na podłodze - Hej Justin.
- Dzień Dobry, jak się udał wyjazd? - powiedział Bieber łapiąc się za kark.
- Wspaniale, ale musieliśmy wrócić. A właściwie to z twojego powodu, Scooter nie dzwonił do ciebie? - odparł mój tata podchodząc do nas, na co wstaliśmy z miejsc. - Mamy za 30 minut być w studiu.
- No dobrze, więc jedźmy. Przepraszam Sky, ale widz...
- Skyler ma jechać z nami, Scott nie chciał powiedzieć, o co chodzi, ale ona też ma tam być - oznajmił patrząc na mnie.

Już po 15 minutach wchodziliśmy do windy ogromnego budynku, w którym mieści się studio. Byłam strasznie zdenerwowana, bo sprawa dotyczy mnie.
Usłyszałam dyń, a drzwi otworzyły się. Wysiedliśmy z tej puszki kierując się do pokoju nr 98. Justin wszedł pierwszy, przy ogromnym stole siedziało z 10 osób. Skamieniałam na ich widok, czułam się jak w ukrytej kamerze.
- Siadajcie, chcemy z wami pogadać - odparł Scooter niezbyt przyjaznym tonem.
- Zacznijmy od tego, że chyba cały świat o tajemniczej dziewczynie z którą spędzasz czas.
- Nie podoba nam się, że podejmujesz decyzje o związkach bez naszej zgody - wtrąciła jakaś kobieta, na co cicho prychnęłam.
- To chyba moja decyzja, kogo kocham - burknął Justin.
- Ale jesteś w show biznesie, tu nie decydujesz sam. Naszym zdaniem związek ze Skyler Carter nie opłaci się.
- Czekaj to może być na topie przez jakiś czas - zaczął jakiś mężczyzna w okularach -  Ludzie będę chcieli ją poznać, zobaczcie. Nikt jej nie zna, to zrobi hałas. Gazety będę pisały o nowej wybrance, posypią się wywiady. Moim zdaniem to się może sprawdzić przez jakiś czas, potem mogą zerwać.
- Hej, to jest moja córka. Co wy wymyślacie? - bronił mnie tata.
- Jack ona może zbić fortunę, oczywiście podzielimy się zyskiem - powiedział ten sam mężczyzna.
- Ona jest zwykłą dziewczyną, nie jakąś rozkapryszoną gwiazdką. Nie potrzebujemy tego! - wrzasnął tata rozkładając ręce.
- Nie wplączecie jej do tego bagna, nie wystarczy że ja w tym siedzę? Weźcie Selenę, czy kogoś nowego, Sky jest wspaniała i nie pozwolę jej zniszczyć - po raz pierwszy odezwał się Justin.
- W takim razie nie możecie się spotykać, bo już się nią interesują - powiedział Scoot.
- Ale za ich związek poleci cholernie dużo kasy! - odparł, jakiś mężczyzna.
- Skyler ma 18 lat i szkołę. Poza tym nie zgadzam się, żeby zdjęcia mojej córki krążyły po internecie - odrzekł stanowczo mój tata.
- Może ona zdecyduje - kobieta spojrzała na mnie, jak i pozostali oczekujący decyzji.
Czułam się dziwnie, przygryzałam wargę i cholernie się denerwowałam. Chciałam spotykać się z Justinem, ale jako przyjaciele. To była trudna decyzja, ale musiałam ją podjąć.
- Chcę się z nim spotykać, ale jako przyjaciele. Sama nie wiem - przeciągałam, by mieć więcej czasu do namysłu.
- Dobra, masz tydzień na zastanowienie się. Jeśli dalej nie będziesz wiedziała to bierzemy Selenę - rzekł Scooter.

Wróciłam do domu zmęczona, więc położyłam się na kanapie i włączyłam telewizję.
- Skyler, co ty wyprawiasz?! Chcesz, żeby cały świat o tobie mówił? I to nie tylko te dobre rzeczy. Nie pozwolę, by ten szajs cię zniszczył! - krzyczał mój tata przez co mama zbiegła z góry.
- Tato jestem już duża, poradzę sobie. Z resztą i tak jeszcze nie podjęłam decyzji - wymamrotałam, nie miałam ochoty na taką rozmowę.
- Mam nadzieję, że odrzucisz propozycję. Justin to fajny chłopak, ale nie będziesz z nim. Wiem, jak wyglądają związki z przymusu. Gdy się zgodzisz wszędzie będzie łaził za wami facet i mówił, kiedy macie się pocałować, czy łapać za ręce. Każą stworzyć plotki o waszym pierwszy razie, o tym jak spędzacie ze sobą dzień. Jak on jest w trasie to, jak ty to odczuwasz - z ust mojego taty to brzmiało cholernie dziwnie.
- Tato, poradzę sobie - uniosłam ręce, byłam zdenerwowana.
- Na prawdę chcesz udawać, że jesteś w związku z Justinem? - zapytałam opanowanym tonem.
- Chcę być jego przyjaciółką - odparłam zgodnie z prawdą.
- Dziecko, czy ty nie rozumiesz, że nie możesz nią być?! To jest cholerny show biznes, tu nigdy nie jest, tak jakby się chciało. Musisz wybrać, między związkiem, a końcem znajomości - wyjaśnił kładąc rękę na moim ramieniu.
- Wiedziałeś, że tak będzie. Więc, czemu w ogóle mnie z nim poznawałeś? - krzyknęłam strząsając jego dłoń.
- Bo całe liceum się o ciebie martwimy z mamą. Nie masz znajomych, czy dzieje się coś o czym nie wiemy? - odrzekł patrząc mi w oczy.
- Nie, a teraz dajcie mi spokój. Powiedz, że zgadzam się na ich umowę - warknęłam wbiegając na górę.
Zamknęłam się w pokoju i rzuciłam na łóżko. To był naprawdę ciężki dzień, sama nie wiem, co mam zrobić z Justinem. I nagle, jakby czytał mi w myślach zadzwonił na Skype. Wzięłam laptopa na kolana i odebrałam połączenie.
J: Więc, co teraz?
S: Nie wiem, chyba zrezygnuję z tego. Przecież ja jestem zwykła, nudna i nie potrafiłabym udawać.
J: Jesteś wyjątkowa, zabawna, śliczna, mądra, trochę nieśmiała, ale lubię to. Sky jesteś cudowna!
S: Wcale nie...Nie będę potrafiła udawać.
J: Ale czy musimy udawać?
S: Co chcesz przez to powiedzieć?
Ciąg dalszy nastąpi.
____________________________________________________________
Witajcie po wielkiej przerwie. Przepraszam, że tyle minęło, ale zabrałam się za moje inne blogi, które wcześniej zaniedbałam i nie miałam czasu pisać na Different. Wiem, że ten rozdział jest bez sensu, ale jakoś muszę dojść do momentu kulminacyjnego.
Poza tym, Different został nominowany do bloga miesiąca na internetowy-spis.blogspot.com !!! Matko sama w to nie wierzę...Dziękuje temu, kto mnie zgłosił <3
A wy głosujcie w ankiecie o tutaj: http://sonda.hanzo.pl/sondy,234753,Zd47.html
Oglądaliście Ema?
Dawid jest najlepszy!!! Dla mnie i tak wygrał, mimo płaczu, jestem szczęśliwa. Gratuluje też moim pozostałym aniołkom!!! Ari <3 1D <3 Justin <3 Katy <3 Beyonce <3 Ed piękny występ!! Płakałam!!

-Komentarze karmią wenę <3
~.Miley


sobota, 20 września 2014

Chapter: 8

2 sierpnia
Obudziłam się zawinięta w kołdrę, przetarłam oczy i zobaczyłam Justina. Moje serce na chwilę stanęło, co on robił w moim łóżku? Czy między nami do czegoś doszło?! Po mojej głowie latały tysiące myśli, ale ani jedna nie była pozytywna.
- Cześć - usłyszałam ciche mruknięcie, obudził się.
- Co ty tu robisz? - warknęłam oczekując wyjaśnień.
- W nocy strasznie krzyczałaś i przyszedłem zobaczyć, co się dzieje. Kazałaś mi zostać. Nie pamiętasz? - przeciągnął się ospale.
- Nie - wyszeptałam pocierając oczy.
- Spokojnie, do niczego nie doszło - wyprzedził moje kolejne pytanie podciągając się lekko do góry.
Wygramoliłam się z pościeli, po czym powędrowałam do łazienki. Umyłam zęby i rozczesałam włosy. Wróciłam do Justina, który włożył koszulkę, spodnie oraz skarpetki. Zeszliśmy razem na dół do kuchni.
- Co sobie życzysz? - zapytałam otwierając lodówkę.
- Ciebie - wyszeptał w moje włosy przytulając mnie od tyłu.
- Niestety to nieosiągalne - powiedziałam odwracając się i zakładając ręce na szyję Justina.
- To proszę jajecznicę - uśmiechnął się zadziornie, a ja wyswobodziłam się z jego uścisku.
Wyjęłam wszystko, co mi potrzebne i zabrałam się przyrządzanie śniadania.
- Zrób herbatę - nakazałam wbijając jajko do miski.
Justin stanął na środku i wyliczał, jaką szafkę otworzyć. Po kilki nie udanych próbach znalazł potrzebny przedmiot, po czym nastawił wodę.
Z gotowym posiłkiem usiedliśmy na kanapie, co nie jest moim zwyczajem. Jedliśmy oglądając telewizję oraz dyskutując. Położyłam swoje nogi na jego uda, jak wczoraj. Czułam się wspaniale.
- Sky, co robimy? - zapytał nagle, a ja spojrzałam na niego spod ukosa.
- No cóż, nie wyjdziemy nigdzie...
- Dlaczego? - przerwał mi oburzony.
- Bo tam, gdzie jesteś ty są miliony ludzi - mruknęłam zakładając ręce pod biustem.
- No i co? Mam ochronę, która teraz koczuje przed twoim domem - powiedział, jakby to było oczywiste.
- Nie o to chodzi - wymamrotałam poprawiając włosy.
- Sky, proszę cię. Chodź ze mną na obiad, proszę - uśmiechnął się łącząc nasze dłonie.
Wstałam ociągając się i pognałam do góry. Wybrałam w miarę ładne ubrania. Spięłam włosy w kitkę, a następnie zbiegłam na dół. Justin stał na środku salonu, a dwie kobiety dobierały mu ubrania. Zdezorientowana stanęła w miejscu, przez co nie zauważyłam jak kładę stopę krzywo i runęłam na ziemię.
- Wszystko dobrze? - zapytał pomagając mi wstać.
- Tak, ale co to jest? - odparłam masując bolące miejsca.
- Muszę mieć nowe ubrania, inaczej nie wyjdę do ludzi. Durne zalecenie Scootera - powiedział przewracając oczami.
- No dobra.

Siedzieliśmy w Giorgio Baldi już od godziny i rozmawialiśmy o sobie jedząc. Fanki koczowały przed drzwiami, jednej udało się wejść do środka.
- Sky, może masz ochotę na spacer? - rzekł przeczesując swoje nienaganne włosy.
- Jasne. Chcę korzystać z wolności. Jutro po południu moi rodzice wracają. Może zostaniesz jeszcze jedną noc? - uśmiechnęłam się łapiąc go za rękę.
Sama nie wiem, co we mnie wstąpiło. Do tej pory byłam strachliwą, cichą i zagubioną Skyler, a teraz zapraszam chłopaka na noc, gdy nie ma rodziców. Po prostu towarzystwo Justina mnie zmienia. On jest gwiazdą, która lubi spędzać ze mną swój cenny czas. Wiem, że miliony dziewczyn oddałoby wszystko, by Pan Bieber choćby je przytulił, a ja z nim jem obiad i śpię w jednym łóżku.
- O czym myślisz? - spytał obejmując mnie w talii.
- Niczym, chodźmy dalej - wymamrotałam wtulając się w chłopaka.
Piłam kawę rozmawiając z nim o dosłownie wszystkim. Wchodziliśmy do kilku sklepów, byliśmy też w  cukierni. Świetnie bawiłam się z Bieberem. Do czasu, gdy wychodząc ze Starbucksa napadło na nas stado paparazzich. Ochrona ich odganiała, ale byli nachalni. Wróciliśmy do środka, czułam się okropnie. Wiem, że wyjście z Justinem spowoduje, że będę na milionach okładek. Jednak lubię go i chcę spędzać z nim czas. Nagle telefon chłopaka zadźwięczał, a on wyjął go z kieszeni. Odebrał połączenie. Starałam się nie słuchać, więc poszłam do łazienki. Poprawiłam włosy, a usta pomalowałam jasnym błyszczykiem. Wróciłam do Justina, który miał nieciekawą minę.
- Sky, bardzo cię przepraszam. Muszę jechać na wywiad, który miał być w poniedziałek. Możesz mi towarzyszyć za kulisami - oznajmił ściskając telefon w dłoniach.
- Dobrze - uśmiechnęłam się łapiąc go za rękę.
W końcu przyjechał kierowca Justina i mogliśmy udać się do tego studia na wywiad. Ogrom budynku mnie przeraził. Idąc gdzieś na końcu za ludźmi, którzy tłumaczyli wszystko Justinowi czułam się, jak niewidzialny robaczek. Bieber zadbał, abym siedziała na widowni. Miałam dobry widok na studio. Słuchałam dokładnie każdego zdania.
" Panie i Panowie, idol nastolatek, wielka gwiazda sceny muzycznej, Justiiiin Bieebeeer "
" Cześć "
" Justin miło cię gościć na moich kanapach "
" Mnie również miło "
" Co tam u ciebie? "
" Dobrze, odpoczywam "
" Wszyscy wiedzieli, jak odpoczywasz? "
" Co to znaczy? "
" Spacerki ze śliczną dziewczyną, imprezy. Zdradź nam coś więcej? "
" No cóż, nie wiem co mam wam zdradzić. I tak już wiecie "
" Jak ona ma na imię? "
Wtedy na ekranie obok prowadzącego pojawiło się zdjęcie moje i Justina z dzisiaj. Przełknęłam gulę, która utworzyła się w moich gardle. Teraz to już nie ma wyjścia, pozna mnie cały internet.
" To moja przyjaciółka. Nie emocjonuj się tak "
" Ale jesteś pewien, że nic tam się nie dzieje? "
" Możesz być mniej upierdliwy? "
" Ohh widzę, że drażni cię ten temat. To zmieńmy go, jakie masz plany związane z muzyką? "
Po tym zdaniu odłączyłam się. Justin wybrnął z sytuacji chroniąc mnie. Moje serce zaczęło mocniej bić, uśmiechałam się nie kontrolując tego.
Po wywiadzie pojechałam z Justinem do swojego domu.
- Dziękuje - posłałam mu wdzięczne spojrzenie łapiąc go za rękę.
- Nie masz za co - ścisnął moją dłoń mocniej.
Wysiadłam z auta i pobiegłam szybko do drzwi. Przekręciłam kluczykiem zamek, ściągnęłam buty. Następnie udałam się do kuchni, gdzie napiłam się soku. Było po 8 p.m. więc zaczynał się nowy odcinek Pretty Little Liars. Usiadłam wygodnie na kanapie, a zaraz po mnie swoje miejsce zajął Justin.
- Lubisz to? - zapytał pokazując na telewizor.
- Kocham - mruknęłam gryząc kciuka, zawsze to robiłam oglądając PLL.

W momencie, gdy Aria Montgomery całowała swojego ukochanego nauczyciela Ezrę Fitza, który co prawda oszukał ją - Justin zaczął marudzić.
- Nie wygodnie mi - jęknął wiercąc się.
- Cicho - warknęłam wpatrzona w ekran.
- Chodź tu - przyciągnął mnie do siebie.
Położyłam głowę na jego torsie, usiadłam na nim i złączyłam nasze dłonie. Może nie wyglądaliśmy, jak przyjaciele, ale było nam wygodnie. Nagle spojrzałam na Justina, który zrobił to samo w moim kierunku. Czułam coś dziwnego, moje serce biło niewyobrażalnie szybko. Podsunęłam się wyżej. Zetknęłam ze sobą nasze wargi. Podniosłam się i usiadłam na Justinie okrakiem. Całowaliśmy się coraz zachłanniej, aż chłopak położył dłonie na mojej tali. Wtedy zaczął też wojnę między naszymi językami. Przyjemny prąd przechodził przez moje ciało, a tysiące myśli latało po głowie. Jak mogłam do tego dopuścić? Przecież przyjaciele się tak nie zachowują? Dlaczego mi się to podoba?...

___________________________________________________________________________
Witajcie po tak długiej przerwie :3 Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału. Niestety nie mam na to wytłumaczenia. Mam nadzieję, że wciąż tu jesteście :) Jak wam się podoba?

-Komentarze karmią wenę.
~. Miley <3

wtorek, 26 sierpnia 2014

Chapter: 7

Odepchnęłam go od siebie, wstałam i skierowałam się do wyjścia. Byłam zdenerwowana, chciałam wrócić do domu. Wiedziałam, że ta impreza nie będzie dobrym pomysłem. Wyjęłam telefon, zastanawiałam się do kogo, by zadzwonić aby po mnie przyjechać.
- Sky mówiłem ci, nie musiałaś...
- Zawieź mnie do domu, po prostu...zawieź mnie do domu - odparłam z łzami w oczach.
Justin zadzwonił gdzieś, a po chwili podjechał ten sam wóz, który nas tu przywiózł. Wsiadłam do środka, zapięłam pas i oparłam głowę o szybę. To nie tak miało wyglądać, nigdy nie miałam w planach go całować, ale sama nie wiem, dlaczego to zrobiłam. Po prostu nie chciałam wyjść na jakąś świętoszkę, jestem taka głupia.
- Nie rozumiem, co się stało. To tylko gra - Justin postanowił zabić ciszę, jaka między nami była.
- Gra, ale pocałunek? żałuję, że to zrobiłam. Jest mi głupio, przepraszam - wymamrotałam nie patrząc na niego.
- Spokojnie, nic się nie stało...
- Owszem, stało - przerwałam mu beznamiętnie.
- To coś dla ciebie znaczyło? - zapytał kładąc dłoń na moim ramieniu, lekko się wzdrygnęłam.
- A dla ciebie? - odparłam, byle by nie odpowiedzieć.
- Dziwnie mi to mówić, ale dla mnie to nie był zwykły pocałunek - złapał się za kark patrząc prosto w moje oczy.

1 sierpnia
Od tamtego czasu nie widziałam się z Justinem. Jego słowa mnie zszokowały, lecz nie odpowiedziałam mu nic z racji tego, iż musiałam wysiąść. Niezręczne dni, gdy to przeklinałam siebie za swoje tchórzostwo mijały szybko. Siedząc sama w domu rozmyślałam dużo o tamtych wydarzeniach. Postanowiłam zadzownić do Biebera.
" Hej, jesteś zajęty? "
" Właściwie to nie, a co? "
" Siedzę cały weekend w domu sama, chcesz wpaść? "
" Jasne, będę za 30 minut "
Szybko ogarnęłam nieporządek w salonie oraz kuchni, po czym zrobiłam to samo u siebie. Pierwszy raz Justin wejdzie do mojego domu, więc muszę go jakoś przyjąć. Dzwonek rozległ się po pomieszczeniu, a ja udałam się do drzwi, aby je otworzyć. Justin, jak zwykle wyglądał perfekcyjnie i trzymał w dłoni papierową torbę.
- Cześć, mam chińskie - wyszczerzył się.
- Wejdź - zaprosiłam go do środka gestem ręki.
Przeszliśmy do salonu, włączyłam telewizor.
- Ładnie urządzone - odparł rozglądając się.
- Dzięki - odgarnęłam niesforne kosmyki włosów - Usiądź, chcesz coś oglądnąć?
- Co masz? - zapytał rozsiadając się.
- Wybierz coś z tego - rzekłam podając mu pudełko z filmami.
- " Rio, i love you " i " Niezniszczalni 3" spoko - mówił oglądając pudełka.
- Nie marudź - poprawiłam swoją, szarą, obszerną bluzę.
Wyciągnęłam na stół jedzenie, po czym przysunęłam się do Justina, by również zobaczyć filmy.
- Ohh czy ja dobrze widzę? - wyszczerzył się patrząc na opakowanie "Believe Movie" - Oglądałaś?
- Nie, tata dostał to od firmy. Mam filmy biograficzne wielu gwiazd - powiedziałam zgodnie z prawdą, przeklinając siebie w myślach za to, że nie schowałam płyty wcześniej.
- Taak, jasne. Wiem, że śliniłaś się na mój widok bez koszulki - klepnął mnie lekko w udo, zostawiając na nim rękę.
- Justin, nie jesteś ideałem. A ja nie jestem jedną z twoich napalonych fanek - odparłam biorąc pudełko z jedzeniem.
- Nie lubisz mojej muzyki? - zapytał udając urażonego.
- Ja po prostu jej nie słucham - nawinęłam makaron na widelec i wpakowałam go do buzi.
- To oglądamy mój film, zmienisz zdanie - rzekł podchodząc do dvd.
- Nieee, proszę cię. Wystarczy mi, że tu jesteś. Nie muszę jeszcze oglądać filmu o tobie - błagałam, nie zniosłabym nadmiaru Biebera.
- Dobra, włączyłem coś innego - wymamrotał wkładając płytę do odtwarzacza.
Chłopak usiadł obok mnie i zaczął jeść. Siedzieliśmy w ciszy, aż w końcu zobaczyłam, że Justin wybrał mój ulubiony film "I wciąż ją kocham/ Dear John"
- Może być? - spytał z pełną buzią.
- To mój ulubiony - uśmiechnęłam się, po czym spojrzałam na swoje kolana.
- Wiedziałem - odparł rozsiadając się wygodnie.
Przez resztę wieczoru oglądaliśmy zawzięcie, jedliśmy chińskie oraz popcorn. Justin ciągle komentował przez co nie mogłam się skupić. Śmiałam się z jego żartów, położyłam swoje stopy na jego udach i nawet ich nie zrzucił tylko uśmiechnął się. Po filmie włączyliśmy na jakiś mecz, przy którym Justin bardzo się emocjonował. Owszem też lubię je oglądać, ale nigdy nie widziałam, żeby ktoś tak przeżywał grę. Mój tata do spokojnych nie należy, jednak potrafi się opanować. Po czasie ja również przeszłam na ciemną stronę mocy i krzyczałam na cały dom.
- Masz piwo? - warknął zdenerwowany Justin.
- W lodówce - powiedziałam śledząc go wzrokiem.
Justin wrócił z dwoma butelkami, z czego jedną podał mi, a ja wzięłam łyka.
- Już późno, będę uciekał - wychrypiał wstając.
- Justin - złapałam go za rękę - Zostań, nie chcę być sama.
- Dobrze - uśmiechnął się.
Wyłączyłam telewizor, pogasiłam światła i udałam się z Justinem na górę.
- A więc to twój pokój - odparł rozglądając się - Ładny.
- Dzięki, a teraz chodź do łazienki - rzekłam ciągnąc go za rękę.
Weszłam do pomieszczenia, chwyciłam za pierwszy czysty ręcznik z półki i podałam go Bieberowi.
- Miłego kąpania - mruknęłam wychodząc.
- Ale... - nie dokończył, bo zamknęłam drzwi.
Poczłapałam do pokoju gościnnego, gdzie pościeliłam łóżko. To dziwne uczucie wiedzieć, że Justin będzie spał w moim domu. Jednak nie chcę być sama, zawsze śnią mi się koszmary. Nagle usłyszałam, jak drzwi się otwierają. Justin wyszedł z łazienki z ręcznikiem owiniętym na biodrach. Pierwszy raz mogłam zobaczyć jego nagi, umięśniony tors. Tatuaże pokrywały jego ciało, każdy był inny, za pewne z inną historią. Fascynowały mnie.
- Wiedziałem, że ci się spodoba - posłał mi zadowolony uśmiech i podszedł bliżej.
- Zaprowadzę cię do pokoju - zmieniłam temat ciągnąc go za rękę.
Popchnęłam go do środka, mówiąc ciche "dobranoc".

*Justin*
Obudziły mnie czyjeś krzyki, to na pewno Sky. Spojrzałem na zegarek, który wskazywał 3:15 p.m. Było ciemno, lecz potrafiłem odnaleźć lampkę nocną stojącą na szafce. Zapaliłem ją, po czym udałem się do pokoju Sky. Krzywiła się, wierciła.
- Sky, wszystko w porządku? - zapytałem podchodząc bliżej.
Jej odpowiedzią był przeraźliwy krzyk, postanowiłem złapać ją za rękę. Momentalnie się obudziła.
- Co się dzieje? - usiadłem na jej łóżku.
- Mam koszmary - mruknęła ospale.
- Mogę spać na podłodze, jeśli będzie lepiej - posłałem jej lekko zaspany uśmiech.
- Śpij ze mną - pociągnęła mnie za rękę w efekcie, czego leżałem obok niej.
Zdziwiony ułożyłem się wygodnie, nigdy wcześniej Sky nie była na tyle odważna, żeby prosić mnie o takie rzeczy. Nie zmieniło to faktu, że objąłem ją w talii. To wciąż dziwne, lecz przyjemne uczucie być blisko niej.

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Chapter: 6


25 lipca
Od ostatniego spotkania nie widziałam się z Justinem. Moje dni polegały na bieganiu lub siedzeniu na plaży. Joel od tygodnia jest na obozie, więc mam spokój w domu. Tata ciągle siedzi w pracy, a mama robi przemeblowanie w salonie.
Dziś obudziłam się wyjątko późno, bo o 14:00. Nigdy wcześniej tyle nie spałam, ale kiedyś musi być ten pierwszy raz. Wygramoliłam wypoczęte ciało z pościeli i udałam się do łazienki. Umyłam zęby, wyszczotkowałam włosy. Następnie wróciłam do pokoju, gdzie ubrałam się.  Zobaczyłam, że mój brat ustawił nowy opis na Skype, że chce już odwiedzić rodzinę. Z tego co wiem Aiden przylatuje do nas w sierpniu.
Zbiegłam na dół, gdzie mama zawizięcie kłóciła się z architektem, że woli szafki w innym miejscu niż on tego chce. Uśmiechnęłam się mówiąc "cześć", na co odpowiedziała mi tym samym. Wyjęłam z lodówki mleko, a z szafki płatki i miskę. Wsypałam je, wlałam mleko, po czym wzięłam łyżkę i zaczęłam jeść. Usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi, wstałam, aby otworzyć. Był to kurier z jakąś paczką, w pierwszej chwili myślałam, że to ozdoba, którą zamówiła mama.
- Sky Cambell? proszę tylko podpis w tym miejscu - odparł dając mi paczkę i podkładkę z długopisem.
- Dziękuje - zdobyłam się na uśmiech składając parafkę w wykropkowanym miejscu.
Zdziwiona odpakowałam tajemniczą paczkę, była w niej róża otulona niebieskim materiałem i kartka z tekstem " Mam nadzieję, że masz ochotę towarzyszyć mi na imprezie mojego kolegi. 9 p.m. - Justin xx."
Przygryzłam wargę na samą myśl, o tym że zależy mu, abym z nim poszła. Niestety nie jestem dziewczyną z jego snów. Nie mam pięknych sukienek i wysokich szpilek, jestem zwykłą Sky. Mającą problemy, nie potrafiącą być idealna. Spojrzałam na swoje ręce, blizny były wyraźne, lecz nikt ich nie zauważał. Staram się zakrywać, ale dziś nie miałam na nich nic.
- Skyler kto to był? - usłyszałam krzyk matki dochodzący z salonu.
- Pomyłka - skłamałam cichutko udając się po wazon do kuchni. Wzięłam go i pobiegłam na górę.
Położyłam różę na biurko, po czym nalałam w łazience trochę wody do wazonu. Wstawiłam ją do niego i patrzyłam na nią przez chwilę. Te uczucie, które przeszywało mnie od środka, gdy myślałam o Justinie. Może i znam go tylko miesiąc, ale wyznał mi coś, czego nie mówi byle komu. Opadłam na łóżko, zastanawiając się co włożę na tę imprezę. Sukienka, którą miała na weselu Scootera nie daje się, bo już mnie w niej widział. Mam jeszcze spódnicę, ale nie jestem pewna czy będę w niej dobrze wyglądać. Chyba zostanę w tym, co mam na sobie. Justin wie, że nie jestem typem strojnisi. Na pewno nie będę pić, a wiem, że na imprezach to nieuniknione. Postaram się nie zostać zmuszona przez kolegów Biebera.
Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 15:30. Postanowiłam, więc pójść na frappucino do Starbucks'a. Wzięłam pieniądze, telefon oraz klucze i wyszłam z domu. Złapałam autobus, którym dojechałam do centrum. Przeszłam kawałek na pieszo, po czym usiadłam na wygodne kanapie w kawiarni. Zamówiłam frappuccino, czekałam chwilę, aż podeszła do mnie jakaś nastolatka.
- Przepraszam, ale to chyba ty prawda? - zapytała nieśmało, pokazując zdjęcie w telefonie, jak wychodziłam z Justinem z Burger Kinga.
- Tak - wyszeptałam godząc się z prawdą.
- Ooo mój Boże, jestem Belieber od początków Justina. Mogę z tobą zdjęcie? - wybuchnęła szczęściem.
- Jasne, ale ja nie jestem jakąś sławną osobą - odparłam zszokowana jej prośbą.
- Jesteś z otoczenia Justina - wytłumaczyła.
Stanęłam obok niej i uśmiechnęłam się stucznie, gdy ona pstrykała swoim telefonem masę zdjęć.
- Jestem Tiffany, mogłabyś dać do Justinowi? - rzekła podając mi małą torebeczkę prezentową.
- No dobrze, jestem Sky - powiedziałam chowając prezent dla Justina do swojej torebki.
- Mogę cię przytulić Sky? - zapytała pół szeptem.
Wstałam biorąc w ramiona młodą fankę mojego kolegi. Odebrałam swoje frappuccino, po czym wzięłam łyka. Oparłam głowę o zagłówek kanapy, pozwalając myślom błądzić po moim umyśle. Oddychałam powoli, czułam się odprężona. Nagle dostałam sms od mamy, że mam wracać do domu.
Szybko pobiegłam na przystnek, gdzie sprawdziłam najbliższy autobus. Odczekałam 8 minut, po czym zajęłam wygodne miejsce przy oknie. Przez jazdę obserwowałam dzielnice Los Angeles, ludzie idący na plażę z zadowolonymi minami, masa turystów robiących zdjęcia dosłownie wszystkiego i grupki osób bawiących się razem na wszystkie sposoby. Spojrzałam na jedną z ran na swoim nadgarstku, ona była za to, że nie mogę żyć jak inni. Nie mogę pić piwa w skąpym bikini na plaży z przystojnym chłopakiem przy boku. Potrząsnęłam głową odganiając myśl, która zawsze przyprawiała mnie o płacz.
Wysiadłam ostrożnie przed swoją dzielnicą, spacerkiem udałam się do domu. Na podwórku zobaczyłam mamę, rozmawiała przez telefon o nowej kanapie.
- Cześć - mruknęłam idąc do środka.
- Stój, Skyler - odparła odrywając się od rozmowy, zmierzyła mnie surowym wzrokiem - Od kogo dostałaś różę?
- Od Justina - wymamrotałam miętosząc w ręce rombek bluzki.
Szybko pobiegłam do kuchni, wyciągnęłam wszystkie produkty na makaron z sosem i zaczęłam gotować. Wrzuciłam makaron do garnka z wodą, postawiłam go na kuchence, po czym zabrałam się za sos. W tym czasie moja rodzicielka dyskutowała o kolorze szafki pod telewizor. Gdy skończyła zapisała coś na specjalnej tablicy, która wisi obok lodówki. Są na niej wszystkie ważne daty i rzeczy do zrobienia. Już za niecałe 2 tygodnie przylatuje Aiden, a już w ten weekend rodzice lecą do Waszyngtonu, będę sama. Położyłam dwa, gotowe dania na stół i zawołałam mamę. Ta przybiegła szybko, po czym razem zabrałyśmy się za jedzenie.
- Ładna - uśmiechnęła się mama patrząc mi prosto w oczy.
- Ale co? - wymamrotałam jedząc.
- Róża, może zadzwonisz do niego? - odrzekła z jednoznacznym uśmiechem.
- Mamooo
- Skarbie, posłuchaj - powiedziała łapiąc mnie za ręce - Pamiętam, jak byłam w twoim wieku i tata pierwszy raz wysłał mi kwiaty. Byłam wniebowzięta, zadzwoniłam do niego wieczorem...
- Mamo, daj spokój - przerwałam jej, wiedząc, że ta rozmowa raczej mi zaszkodzi niż pomoże.
- Słuchaj dalej, on odebrał i zapytał, czy dostałam prezent. Mówiłam, że jest piękny, dziękowałam. Aż w końcu odważył się zaprosić mnie na randkę. Spotkaliśmy się w kawiarni, opowiadał mi, jak był z twoim dziadkiem na rybach i złapał 3 kilogramowego suma. Szczerze mówiąc nie lubię ryb, ale samo to, że byliśmy tam razem mi wystarczało. Może ty też znalazłam kogoś z kim nie potrzebujesz słow, by być szczęśliwa - mówiła wspominając w myślach każdą z tych chwil, schowała niesforny kosmyk moich włosów.
- Mamo proszę cię, nie wracajmy do tego - prychnęłam wstając, odłożyłam talerz do kuchni i pobiegłam na górę.
Rozczesałam porządnie włosy, spryskałam ciało perfumami, które kiedyś kupiła mi babcia. Pewnie myślisz, że to śmieszne, ale te perfumy są śliczne. To zapach, którego użawają dziewczyny w moim wieku.
Schowałam telefon do kieszeni, zbiegłam na dół i napiłam się soku pomarańczowego. Za kilka minut Justin powinien się zjawić. Denerowowałam się, ale wiedziałam, że nie ma czym. Będę na imprezie kolegów chłopaka, którego przyłapano na ćpaniu i piciu. To nic złego (wyczuj ten sarkazm, skarbie)
- Kochanie tata wróci dziś później, bo nagrywają nową płytą z jakąś gwiazdą, ale imienia nie pamiętam - oznajmiła mama wchodząc do kuchni.
- Ja wychodzę z Justinem - przełknęłam ślinę, wiedząc że za chwilę czeka mnie kolejna rozmowa z serii "Rady mamy Cambell"
Uratował mnie jedynie dzwonek z bramy, czyli Justin przyjechał.
- Pa mamuś - pocałowałam ją w policzek, po czym wybiegłam z domu.
Ogromny, czarny samochód stał tuż przed moim domem. Wiedziałam, że to kierowca Biebera z nim w środku. Otworzyłam tylne drzwi, siedział tam ubrany w czarne spodnie i szarą koszulkę. Miał też złoty wisior przy szyi oraz złotego rolexa.
- Hej - szepnęłam zapinając pas.
- Cześć, co tam? - jego głos rozpłynął cały mój zdrowy rozsądek.
- Ssspoko - wydukałam.
- Kolega mieszka niedaleko, przepraszam, że nie wysiadłem, ale wiesz - oznajmił oblizując usta.
Pokiwałam głową na znak, że zrozumiałam. Rozmawialismy trochę o koledze Justina o imieniu Sean. Wpatrywałam się w jego oczy niczym ciele na malowane wrota. Gdy zatrzymaliśmy się pod wielkim domem oświetlonym w każdym miejscu wysiadłam ostrożnie. Mimo, iż był to początek imprezy już widziałam wymiotujących za krzakiem ludzi i pełno kubków po alkoholu. Justin splótł nasze dłonie idąc do wejścia. Czułam, jak przyjemny dreszcz przeszedł moje ciało. Jego skóra przy po mojej to coś niesamowitego.
Weszliśmy do mieszkania, gdzie pierwsze co co rzuciło mi się w oczy to kilkoro ludzi siedzących w kółku.
- Hej Justin - krzyknął jakiś chłopak o krótkich, blond włosach - Chodź do nas.
- Cześć Sean, to jest Sky - odparł na końcu patrząc na mnie.
- Sky, siadaj z nami. Pamiętacie świetną grę z dzieciństwa? Butelka to klasyk - mówił zafascynowany.
Dołączyliśmy do nich, przez chwilę wypadło na innych. Chyba każdy z was zna butelkę prawda? To gra, gdzie kręci się butelką i ten na kogo wypadnie musi wybrać pytanie lub zadanie (w tej łagodniejszej wersji). Wtedy ten, kto kręcił wymyśla mu odnosik do tego co wybrał. Akurat wypadło na Justina, wybrał zadanie. Kręciła szczupła blondynka w obcisłych dżinsach i błyszczącym gorsecie.
- Weź ten kieliszek wódki i wypij go z mojego stanika - wymamrotałam z dziwnym akcentem, chyba próbowałam być seksowna, ale jej nie wyszło.
Większość facetów zaczęła gwizdać, Justin zaśmiał się i położył kieliszek między piersiami blondynki. Nachylił się, złapał ustami szklane naczycie, po czym wypił zawartość. Było mi wtedy, tak głupio. Siedziałam tam, jak jakaś idiotka licząc, że dobrze się zabawię. To żenada, oni będą wymyśliać same prowokujące zadania, a na mnie na pewno nie trafi. Gdy kręcił Justin wypadło na wysokiego bruneta.
Gra ciągnęła się już piętneście minut, a ja tylko siedziałam cicho i oglądałam. Na Biebera wypadło jeszcze dwa razy. Odpowiadał na pytanie czy woli seks w kiblu czy na stole oraz ściągał stanik niebieskowłosej dziewczynie. Nagle butelka stanęła skierowana na mnie.
- Wreszcie nasz nieśmiały aniołek - zaśmiał się Sean - Cały czas siedzisz cicho, pora się zabawić Sky.
- Sean, przestań - wtrącił Justin.
- Spokojnie, wiem co cię rozluźni malutka. Na początek każdy musi wybrać wyzwanie, jak już zauwazyłaś. Ja muszę je tobie wybrać, o to one. Pocałuj Justina - mówił pocierając ręce.
- Sean kurwa, ona nie...
Cała roztrzęsiona popatrzyłam na Justina, który próbował wyjaśnić Sean'owi, że nie mogę pocałować nikogo na tej imprezie. Jednak we mnie coś wstąpiło, jakby duch zabawy.
- Zrobię to - wymamrotałam pod wpływem impulsu.
Wszyscy zdziwieni patrzyli na mnie, a ja zbliżyłam się do Justina. Wzięłam głęboki oddech.
- Sky ja rozumiem, nie musisz tego robić - wyszeptał.
Zniszczyłam jedyną przestrzeń, która między nami była. Złączyłam nasze usta w długiom pocałunku, on przejęchał ręką po moim policzku. Drugą trzymał na mojej talii. Nagle w moim brzuchu pojawiło się dziwne uczucie, nie te walnięte motyle, o których mówią w filmach. To było coś głębszego.
_______________________________________________________________________________
Witajcie :) przepraszam, że tak długo musieliście czekać. Na szczęście już jest i to pierwszy pocałunek Sky z Justinem!! kto ich shippuje pewnie jest zadowolony co? ;)

-Komentarze karmią wenę.
 
~. Miley <3

sobota, 26 lipca 2014

Chapter: 5


*Sky*
6 lipca
Czasem po prostu nie umiem odmówić, człowiek stara się, a ja nie potrafię powiedzieć "nie". Jestem osobą, która nie lubi przebywać z odważnymi i ekstrawaganckimi ludźmi. Odkąd przyszłam do liceum jestem potępiana, gnębiona. Radzę sobie z tym kalecząc się,oczywiście nikt nie wie. I tak pozostanie. Bo każdy upadek ukształtował mój charakter i może nie jestem silną osobą, ale umiem utrzymać się na świecie. Czasami po prostu chcę, by ludzie wiedzieli jak to jest czuć się jak gówno. Ja właśnie tak czuję się na co dzień.

Ranek był trochę dziwny, ponieważ słyszałam jakieś krzyki z dworu. Wstałam, więc ospale i poszłam do hotelowej łazienki. Umyłam zęby, rozczesałam włosy. Zdziwiło mnie, że pokój był pusty. Powinien w nim być Joel, ale nie słyszałam, żeby ktokolwiek się ruszał. Wzięłam telefon i zobaczyłam nieodczytanego sms od mamy.
"Kochanie musieliśmy wrócić do domu o 8:00, nie chcieliśmy cię budzić. Porozmawiaj z Scooterem,a on ci wszystko wytłumaczy - Mama"
Myślałam, że krew mnie zaleje. Moi rodzice zostawili mnie w obcym mieście, samą w hotelu i pojechali do domu. Co ja miałam zrobić? Będę teraz latać po ludziach, żeby mnie odwieźli? O nie...
A jednak stojąc przed Scottem, który za 2 godziny ma samolot na Fiji błagałam go, by mi pomógł.
 - Skyler rodzice prosili, żebym załatwił podwózkę to ją załatwię. Tylko proszę daj mi chwilę - mówił trzymając mnie za rękę. Wiedziałam, że wolałby cieszyć się z żoną z wyjazdu i ślubu, ale nikogo innego nie znałam tak dobrze jak jego. Współpracują z tatą od 4 lat.
 - Dzięki, będę na śniadaniu jakbyś coś wiedział - zdobyłam się na mały uśmiech.
Ruszyłam do restauracji, gdzie już przy wejściu pachniało świeżym pieczywem. Szwedzki stół na środku ogromnej sali. Nałożyłam na talerz tosty i nalałam sobie wodę. Odwróciłam się, poczułam czyjąś obecność, która lekko mnie odepchnęła. Nagle na mojej koszulce pojawiła się ogromna plama, a tosty wylądowały na podłodze.
 - Sky... kurwa przepraszam - usłyszałam dobrze mi znany głos chłopaka o imieniu Justin.
Od razu podbiegła kobieta z mopem i wycierała podłogę.
 - Przepraszam bardzo, ja posprzątam - odparł Bieber biorąc od kobiety sprzęt.
 - Nie ...ja nie... pan jest gościem - jąkała przerażona.
Ten dzień zaczyna się na prawdę koszmarnie, najpierw fakt, że zostałam sama w hotelu, teraz Justin wylał na mnie sok i nie mam nic na przebranie. Jeszcze te krzyki, które mnie obudziły. Miałam ochotę zapaść w głęboki sen, a obudzić się jak ta okrutna passa się skończy.
 - Przepraszam cię, cholera. Chodźmy się przebrać - powiedział patrząc na nasze poplamione koszulki.
 - Świetnie,bo ja nie mam w co - fuknęłam krzyżując ręce na piersi.
 - Pożyczę ci - odwrócił się mierząc mnie wzrokiem. - Śmiesznie wyglądasz z pomarańczową plamą na brzuchu.
Wywróciłam oczami, po czym udałam się za tym sławnym bufonem. Nie widziałam jego miny, ale chyba nie chciałam wiedzieć co pałęta się po jego głowie.
Otworzył drzwi poprzez włożenie karty w odpowiedni czytnik, weszliśmy do pokoju. Jak poprzednio, gdy tu byłam panował niesamowity porządek. Justin wyjął z szafy granatową koszulkę z napisami, po czym ściągnął brudną. Jego idealnie wyrzeźbione ciało, pokryte tatuażami od razu przykuło moją uwagę. Nie mogłam oderwać wzorku od mięśni brzucha i silnych rąk. Fascynowały mnie rysunki zrobione czarnym tuszem, każdy inny, lecz wyjątkowy. Można to nazwać patrzeniem na niebo, jak bezdomny na cudowną willę lub głodny na pysznie zastawiony stół.
 - Pójdę się umyć, a ty weź coś sobie i pójdziesz po mnie - jego anielski głos wybudził mnie z wgapiania się idiotycznie na jego tors.
Podeszłam do szafy, w której było od groma ubrań, ze wszystkich możliwych materiałów i kolorów. Przejechałam dłonią po kilku z nich, aż wybrałam najnormalniejszą oraz mam nadzieję, że najtańszą. Zwykła, czarna z białymi paskami. Wzięłam ją i rozejrzałam się po pokoju, Justin był w łazience, a sok sklejał mój brzuch z tshirtem. Zobaczyłam iphone'a chłopaka, który ciągle wibrował od nadmiaru powiadomień  np. z twittera lub instagrama. Ten telefon jest wart miliony, w końcu korzysta z niego sam Justin Bieber.
Chłopak wyszedł z łazienki i opadł na łóżko włączając telewizor.
-No co tak patrzysz? przebierz się i chodź do mnie.-odparł patrząc na mnie, wyglądającą jak ostatnie nieszczęście.
Szybko pognała, do toalety, gdzie zdjęłam brudną bluzkę.Umyłam brzuch i nałożyłam tshirt Justina. Wróciłam do pokoju, gotowa do opuszczenie go.
-Dzięki, zwrócę ci ją przez tatę. To cześć - rzuciłam przez ramię, wychodząc.
-Czekaj, Sky. Posiedź ze mną- przeczesał ręką swoje zbyt na żelowane włosy.
-Nie mogę, muszę zorganizować sobie podwózkę- mruknęła, po czym tego żałowałam.
-Ja cię odwiozę, kiedy tylko chcesz - uśmiechnął się, siadając na rogu łóżka.
-Dzięki, ale nie. To nie najlepszy pomysł. -grzecznie odmówiłam.
-Czemu?- zaśmiał się. - Boisz się siedzieć z chłopakiem w jednym aucie? czy cykasz się paparazzi?
- Idiota- wymamrotałam otwierając drzwi. To było głupie.
-Heeej, Sky. Czekaj- rzekł podbiegając do mnie i łapiąc za mój nadgarstek. - Przepraszam. Odwiozę cię.
Spojrzałam mu w oczy, gdy ten nachylał się nade mną i wciąż nie puszczał. Wyrwałam się, oparłam głowę o futrynę drzwi wpuszczając powietrze. Justin cofnął się, wróciłam do pokoju i schowałam telefon do kieszeni. Następnie podszedł do mnie, złapał za moje ramię przeciągając nas do korytarza. Zatrzasnął drzwi, po czym ruszył w stronę windy.
-A twoje rzeczy?- zapytałam zdziwiona obrotem sprawy.
-Mam ludzi, którzy je zabiorą. - oznajmił z cwaniackim uśmiechem na ustach.
Przewróciłam oczami, to dość dziwne. Ja zawsze muszę pakować się sama, a za niego inni zrobią wszystko. Stojąc w windzie spojrzałam na swoje nadgarstki, były cholernie widoczne. Staram się je zakrywać, ale koszulka Justina nie pozwala mi na to. Reasumując moje blizny na pewno już widział lub czuł.
Zatrzymaliśmy się na piętrze 6, drzwi rozsunęły się, a ja ujrzałam Eda Sheerana- piosenkarza, z którym trochę się zaprzyjaźniłam. To słodki rudzielec, miło się z nim rozmawia.
-Cześć- zdobyłam się na mały uśmiech.
-Hej, właśnie wyjeżdżam. Fajnie było, paa- odparł niezbyt zadowolony wchodząc do windy z walizką.
Justin i ja pognaliśmy do mojego pokoju, bo Ed nawet nie zaczekał na nasze pożegnanie tylko kliknął przycisk, a winda zjechała na dół. Włożyłam kartę w odpowiedni otwór, po czym weszłam do środka. Panował tu ogromny bałagan, moje policzki oblały się rumieńcem ze wstydu.
-Przepraszam za nieporządek. -szepnęłam szybko ogarniając ubrania z sofy.
Wrzuciłam je do walizki, poszłam też do łazienki, gdzie spakowałam kosmetyki. Nie było ich dużo, ale miałam wrażenie, że robię to kilka godzin. Czas się dłużył przez moje nerwy, więc latałam po pokoju oszalała.
-No co? - rzekłam widząc jak Justin chichocze siedząc na krześle.
-Biegasz jakby koniec ziemi miał za chwilę nastąpić. -  odparł oblizując usta.
-Nie gadaj tylko mi pomóż, tam leży moja torba.- wskazałam na małą walizkę w rogu.
Chłopak wstał i chwycił ją za rączkę. Ja pognałam w stronę wyjścia.

Jadąc w cholernie drogim aucie Justina czułam się nieswojo. Zwracaliśmy uwagę ludzi na drodze, gdy wjechaliśmy do Los Angeles, ale nie byłam z tego zadowolona. Nie rozmawialiśmy dużo, krępowała mnie ta sytuacja. Nagle w radiu puścili piosenkę Justina "Boyfriend". Chłopak uderzał ręką w kierownicę wybijając jednocześnie rytm utworu i śpiewał patrząc na mnie z cwaniackim uśmiechem. Szczerze mówiąc to było cholernie urocze. Zaczęłam się śmiać, lecz on złapał mnie za rękę i okręcał nią. Gdy piosenka się skończyła oboje wybuchnęliśmy śmiechem, ale Justin uważniej skupił się na drodze. Jednak zdziwiłam się, bo chłopak przegapił skręt do mojej dzielnicy.
-Gdzie ty jedziesz? - zapytałam, bo w końcu wcześniej mówiłam mu swój adres.
-Mieliśmy iść razem na obiad prawda? - posłał mi pewny siebie uśmiech.
No tak, przecież po nim można spodziewać się wszystkiego. I z tego co zauważyłam od dobrych 15 minut śledzi nas duży wóz, w których za pewne są paparazzi. To serio najgorszy dzień mojego życia.
Zatrzymaliśmy się z tyłu Burger Kinga, co było dziwne jak na wielką gwiazdę. Oczywiście mi nie zależy na najdroższych restauracjach, ale na chłopaka zarabiającego miliony.
Wysiadłam ostrożnie, po czym czekałam na Justina, który był trochę zakłopotany. Ruszyliśmy do środka, gdzie zaraz po naszym wejściu ludzie patrzy na nas z ogromnym zdziwieniem. Widziałam też, że ktoś wyciągnął telefon.
Zamówiliśmy na prawdę szybko, ale czekaliśmy w kolejce. Czułam się osaczona, wzrok skierowany na Justina czasem przejeżdżał na mnie. Wszyscy chcieli wiedzieć kim jest dziwaczka, która przyszła z wielką gwiazdą. Wychodząc z zamówieniem na wynos okazało się, że paparazzi weszli na drzewa i robili zdjęcia. To jest chore! Justin szybko zareagował chowając mnie w swoich ramionach, krzyczał coś, ale dla mnie ważne było, że jego silne ręce próbują mnie zakryć, a ciepły tors przytula mnie jakby to miało być nasze ostatnie spotkanie. Usiadłam na miejscu pasażera zapinając pas, Justin próbował wyjechać z tylnego parkingu, lecz ci szaleńcy wpychali aparat, aby robić zdjęcia. Zakrywałam twarz rękoma, ale najważniejsze było, żeby szybo znaleźć się poza ich zasięgiem.
-Wybacz, Sky. - wyszeptał smutny.
-Spokojnie, rozumiem. - odparłam kładąc rękę na jego ramieniu. - Gdzie jedziemy?
- Do pewnego miejsca, na pewno tam nie byłaś. - rzekł znacznie przyśpieszając.
Resztę drogi siedzieliśmy w ciszy, lecz miejsce, do którego mnie zawiózł było cudowne. Wielki klif, na środku drewniana ławka i pełno drzew. Wzięłam swoją torbę z Burger Kinga, po czym ruszyłam na przód.
-Podoba się? - zapytał Justin siadając na ławce.
- Jasne, tu jest cudownie. - powiedziałam podziwiając krajobraz.
Zajęłam miejsce obok Justina i zaczęłam jeść swoje, kaloryczne jedzenie.
- Uwielbiam tu przyjeżdżać. - mruknął przygryzając wargę.
- Nie dziwię się, można zapomnieć tu o całym świecie. - rzekłam spokojnie.
- Tak. Czasem mam cholernie dość życia w mediach. Wszyscy myślą, że szastam kasą, a chodzę do Burger Kinga z dziewczyną. Nie obraź się, że nie zabrałem cię do jakiejś drogiej knajpy, ale miałem ochotę na burgera i frytki. - mówił, a z jego oczu wyczytałam, że był szczery.
Cieszyłam się, że otworzył się przede mną i zabrał do ulubionego miejsca. Teraz dopiero widzę, że nie jest taki za jakiego go mają.
__________________________________________________________________
 Witajcie :3 Cholernie was przepraszam, że tak zawodzę. Wiem, że ten rozdział miał się pojawić 24, ale nie miałam dokończonej końcówki, a nie miałam też jak jej dopisać. W telefonie wchodziłam i zmieniałam datę, a rozdziału nie mogłam. Dobra w każdym razie nn będzie o wiele szybciej. Akcja toczy się szybko, ale chyba każdy z was nie chce czytać nudnych historii zwyczajnego życia Sky bez Justina i życia Biebera przepełnionego obowiązkami. To tyle, buziaki :**
-Komentarze karmią wenę.
~.Miley Cyrus<3

czwartek, 17 lipca 2014

Chapter: 4

*Justin*
5 lipca
Czasem wydaje nam się,że mamy wszystko czego chcemy.Pieniądze robią z nas zadufanych bufonów i sprawiają,że stajemy się zupełnie kimś innym. Do tego dochodzi drogi alkohol, narkotyki,zdrady. A moim przypadku jest tego wiele.Media tylko patrzą,żeby mnie zniszczyć. Szukają okazji, czają się na mnie.Każdy człowiek błądzi i pakuje się w problemy.Ja również,więc nie rozumiem czemu jest z tego taka sensacja. Owszem sława równa się z brakiem życia prywatnego.Myśląc,że mam to czego chcę zapomniałem o jednej rzeczy. Czegoś mi brakuje...Mam pieniądze,ogromny dom,samochody.Nie mam miłości.Kogoś kto będzie przy mnie w kiepskich chwilach, kto mnie pocieszy.Będzie na mnie czekał,gdy wrócę zmęczony z koncertu i przywita buziakiem.Chciałbym,żeby ta dziewczyna była inna niż wszystkie.To nie może być zwykła dziwka,która się przyczepi,bo mam kasę.Ona musi kochać mnie za to jaki jestem,a nie ile mam w portfelu.Straciłem Selenę,bo zacząłem popadać w złe towarzystwo.Teraz chcę poczuć smak prawdziwej miłości.
Dziś ma odbyć się ślub Scootera i Yael.Jest godzina 11:00,a ja szykuję się w hotelu.W takich chwilach chciałbym,aby cudowna dziewczyna zapinała moją koszulę,a ja patrzyłbym na nią.Pocałowałbym ją i wziął za rękę,razem poszlibyśmy na ten ślub.Jednak dziś muszę sam to zrobić.Nagle usłyszałem pukanie,poszedłem więc otworzyć drzwi.Stał w nich Joel oraz Sky.
-Cześć, brat się nudził,a rodzice kazali mi znaleźć mu zajęcie.-wymamrotała speszona.
Tak pięknie wyglądała stojąc przede mną i prosząc,abym pozwolił im u mnie posiedzieć.Jej długie włosy opadały fali na plecy.Sukienka podkreślała talię dziewczyny,a brązowe oczy krępujący wpatrywały się w podłogę.Nerwowo pocierała palce i zaciskała usta w cienką linię.
-Proszę,wejdźcie-zaprosiłem ich gestem ręki.
-Dzięki,ale ty tu masz wypas-rzekł Joel rozglądając się po pokoju.
Sky powoli weszła do środka, stanęła w kącie.Jej brat usiadł na kanapie i włączył telewizor.
Ja latałem po pokoju szukając spinek do koszuli,ale nigdzie nie mogłem ich znaleźć.
-Tego szukasz?-zapytała Sky trzymając w ręce moją zgubę.
-Tak,dzięki-odparłem odbierając od niej spinki.
Prawda jest taka,że nie umiem ich zapinać,ale musiałem sobie poradzić.Nie zbłaźnię się czymś takim przed dziewczyną.Jednak los chciał inaczej i na prawdę się męczyłem.
-Daj-powiedziała podchodząc do mnie z małym uśmiechem.
Chwyciła moją rękę,lecz przez kilka sekund patrzyła na nią.Najprawdopodobniej skanowała moje tatuaże.Zaczęła zapinać spinkę na jednym rękawie,a ja obserwowałem jej ruchy.
-Co się tak szczerzysz?-zaśmiała się spoglądając na mnie z ukosu.
-Bo fajnie wyglądasz majstrując przy moich rękach-palnąłem.
-Mhmm,a zauważyłeś,że masz koszulę źle zapiętą?-rzekła z kpiącym uśmieszkiem.
Spojrzałem na źle zapięte guziki i przekląłem w myślach.Ona musiała myśleć,że jestem jakąś ciapą.Nagle zaczęła odpinać koszulę co musiała robić prawie od dołu.Ręce jej się trzęsły,bo pewnie dziwnie jej jest rozbierać mnie przy bracie.Jednak zrobiła to.Patrzyła na moją nagą klatę jak w obrazek,ale gdy zauważyła,że patrzą na nią od razu zaczęła zapinać.Trzy guziki u góry zostawiła rozpięte,po czym wygładziła koszulę przejeżdżając po niej dłonią.Przygryzłem wargę wsadzając ręce do kieszeni spodni.Skyler odeszła,po czym zajęła miejsce obok brata.Ja udałem się do łazienki,gdzie spryskałem ciało perfumami.

Od 4 godzin trwa wesele,wszyscy się bawią,a para młoda jest szczęśliwsza niż kiedykolwiek wcześniej.Niestety pojawiła się moja kuzynka Zoe,z którą nie mam dobrych kontaktów.Ona wierzy,że jestem taki jakiego przedstawiają mnie media.Po prostu się nie lubimy.Pojawił się też mój kumpel Ed Sheeran,Carly Rae Jepsen,Tom Hankn.Siedziałem właśnie z Edem,gdy zauważyłem,że Sky rozmawia z Zoe.O nie mogę na to pozwolić! ruszyłem natychmiast,by im przerwać.
-Zoe idź do domu i zobacz czy się tam nie ma-rzekłem podchodząc do nich.
-Odpierdol się gnomie, rozmawiam-warknęła z zołzowatą miną.Sky przyglądała nam się nie wiedząc co zrobić.
-Widzę,dlatego tu jestem.Musze uchronić Sky przed wiedźmą-posłałem jej wredny uśmieszek.
-A więc znasz już osobiście mojego debilnego kuzyna.-wymamrotała Zoe do Skyler.
-Nie jestem debilny kretynko-zaprotestowałem.
-Wy jesteście rodziną?-zapytała zdziwiona szatynka.
-Niestety-mruknąłem.
Dziewczyna zaśmiała się uroczo,po czym wzięła łyk soku.To dziwne,bo wszyscy pili szampana lub wódki,a ona jedyna wolała napoje bezalkoholowe.
Zoe zaczęła mnie ignorować i kontynuować rozmowę z Sky.Wkurzyłem się,więc musiałem wymyślić jakiś plan.Przez presję szarpnąłem Skyler za rękę,zacząłem biec na dwór,by z nią pogadać.Zatrzymałem się,gdy doszliśmy do murku,na którym usiedliśmy.
-Co to miało być?-zapytała trochę zdenerwowana.
-Nie rozmawiaj z nią,to zołza.-odparłem zgodnie z prawdą.
-Jest bardzo miła i fajnie się z nią rozmawia.Opowiadała mi trochę o sobie.-wymachiwała rękami.
-To tylko małe słońce przed burzą.-powiedziałem opierając się dłońmi o murek.
-Chyba nie tak to szło-posłała mi zadziorny uśmiech.
-Nie ważne-wymamrotałem.
Sky stukała obcasem o ziemię,aby wybić rytm muzyki dochodzącej z pomieszczenia,w którym byli goście i młoda para.Nagle zauważyłem błysk lamp gdzieś z oddali,szybko złapałem Sky za rękę,po czym wróciliśmy do środka.Scott i Yael tańczyli na środku do jakiejś wolnej piosenki.
-Zatańczymy?-wyciągnąłem dłoń w stronę Sky.
-Z chęcią.-uśmiechnęła się łącząc nasze ręce.
Udaliśmy się na parkiet,gdzie objąłem ją w tali na co lekko się wzdrygnęła.Zaplotła ręce w okół mojej szyi.
Postanowiłem zadbać,żeby zapamiętała ten taniec do końca życia.Bujaliśmy się do rytmu Christiny Perri "A Thousand Years".W pewnym momencie Sky położyła głowę na moim ramieniu i znacznie się przybliżyła.To dziwne,bo zazwyczaj jest jak najdalej może.Zdziwiony pogłaskałem lekko jej włosy,po czym spojrzałem na ludzi w okół nas.Jej rodzice rozmawiali z kimś kogo nawet nie znam,a Joel robił zdjęcia z Carly.Z tego co zauważyłem Zoe wypijała kolejny kieliszek szampana, a reszta gości albo tańczyła albo siedziała przy stołach.
-Może chciałabyś pójść ze mną jutro na kolację?-zapytałem szepcząc w jej ucho.
-Ale wtedy zrobią nam jakieś zdjęcia-wymamrotała.
-Będę cię strzegł,nikt nam nie zrobi zdjęć.Z resztą byliśmy już na jednej.-zachęcałem ją.
-Ale wtedy przyjechałam sama,długo po tobie.I wyszliśmy osobno.-rzekła nie zbyt zachęcona do spotkania.
-Sky, spotykasz się z tyloma gwiazdami i nikt ci nigdy zdjęcia nie zrobił?-nie dawałem za wygraną.
-No dobrze,spotkajmy się jutro.-w końcu uległa.
-Przyjadę po ciebie o 19:00,bądź gotowa.-uśmiechnąłem się,ale chyba tego nie widziała.
Piosenka się skończyła,a my odkleiliśmy się od siebie i podziękowaliśmy za taniec.Sky poszła do brata,a ja napiłem się szampana.Z tego co widziałem rodzeństwo się trochę sprzeczało,a potem wybiegli na dwór śmiejąc się i żartując.Podszedł do mnie Ed.
-Skylet Cambell? Justin ona jest córką twojego szefa.-zaczął dość cicho.
-Po prostu tańczyliśmy.A co?-odparłem biorąc kolejnego łyka.
-Przebywasz z nią dość dużo czasu.Ja widziałem ją dwa razy.-rzekł opierając dłonie na kolanach.
-Jest miła-powiedziałem opierając się o krzesło.
-Ale nieśmiała i ma trudną przeszłość.Uważaj,żeby jej nie skrzywdzić.-zachowywał się jak pieprzony zazdrośnik.
-Jaką przeszłość?-zapytałem trochę zdezorientowany.
-Jak będzie chciała to sama ci powie-odrzekł wstając.
Cholernie ciekawiło mnie co ten rudzielec miał na myśli.Jaką Sky miałam przeszłość? Kurewsko mnie to ciekawiło i nie spocznę dopóki się nie dowiem.
________________________________________________________________________________
Witajcie :) Bardzo was przepraszam,że dodaję ten rozdział dopiero teraz,ale wiecie są wakacje.Nie chcę ich przesiedzieć tylko przed kompem.Obiecuję,że następny dodam na czas :)

-Komentarze karmią wenę.
~.Miley Cyrus <3

sobota, 12 lipca 2014

Chapter: 3

3 lipca.
W nocy budziłam się chyba z 10 razy.Temat Justina nie schodził z moich myśli,sama nie wiem co on kryje,ale dowiem się.Przeciągnęłam się,po czym wsadziłam stopy w kapcie.Szybko pognałam do łazienki,bo zdałam sobie sprawę,że dziś zaczyna się pewien czas w miesiącu,w którym nie czuje się najlepiej.Odpowiednio się przygotowałam,a następnie umyłam dokładnie zęby.Włosy rozczesałam i spięłam w kitkę.Ubrałam szare spodnie od dresu oraz zwykłą,białą bokserkę.Pognałam na dół w poszukiwaniu czegoś do jedzenia.Z tego co zauważyłam wszystkich gdzieś wywiało.Wyciągnęłam wszystkie składniki na jajecznicę i zaczęłam ją przygotowywać.
-Zrobisz dla mnie też?-głos Joela sprawił,że podskoczyłam z przestraszenia.
-Nie,sam sobie zrób.-warknęłam.
-Nie spinaj się tak,bo ci przecieknie-zażartował.
-Spierdzielaj małolacie!-wrzasnęłam ostro.
Brat wziął tylko coś z lodówki i z parszywym uśmieszkiem wyszedł z kuchni.Ja w końcu usmażyłam jajecznicę,po czym nałożyłam ją na talerz.Wzięłam widelec,wygodnie zasiadłam przy stole.Zaczęłam jeść,lecz Joel wrócił.
-Sky no daj trochę,bo głodny jestem-marudził.
-Nie,jak chcesz to sam coś sobie zrób-wymamrotałam jedząc.
-Ale ja nie umiem.-jęczał stojąc przy mnie.
-To masz problem-rzekłam delektując się.
-Ahh no proszę najukochańsza siostro,zrobię za ciebie pranie.-upadł na kolana i prosił.
-Hahahah muszę to nagrać-zaśmiałam się.-Weź sobie z patelni.
-Dziękujeee-wrzasnął z ulgą i podarował mi buziaka w policzek.
Natychmiast pobiegł po talerz,a za chwilę siedział na przeciwko mnie wcinając,aż mu się uszy trzęsły.Po zjedzeniu zanieśliśmy brudne zaczynia do zmywarki.Rodzice są w pracy,więc zostaliśmy sami.Chociaż ja dziś na 14:00 mam jechać do tego studia.Spojrzałam na zegarek,z którego wyczytałam,że została mi godzina.Pobiegłam na górę,wyjęłam z szafy szarą bluzkę z krótkim rękawkiem.Narzuciłam ją na siebie,po czym szukałam odpowiednich spodni.W końcu wybrałam czarne leginsy.W znoszoną,ciemnozieloną torebkę wrzuciłam wszystko co mi potrzebne.Poprawiłam kitkę i zbiegłam na dół.Krzyknęłam Joelowi,że wychodzę.Taksówka zamówiona specjalnie przez tatę czekała przed domem.Dałam kierowcy karteczkę z adresem.Wyciągnęłam telefon,po czym napisałam do mamy.
"Jesteś jeszcze w pracy?"
"Tak, za godzine wychodzę.A co?"
"Będziesz na tym spotkaniu w studio?"
"Nie, zawożę Joela na trening i jadę na zakupy.Będziesz z tatą."
Szczerze mówiąc nie mam ochoty siedzieć tam kilka godzin i słuchać jak nagrywają jakieś piosenki,ale nie chcę sprawić tacie przykrości.Wysiadłam przed ogromnym budynkiem znajdującym się na obrzeżach centrum Los Angeles.Zrobiony był całkowicie ze szkła,a drzwi ozdobiono złotymi napisami.Weszłam przez nie do środka. Znajdowało się tam lobby, ale ja szukałam wzrokiem windy, która zawiozła mnie na 8 piętro. Było tam bardziej gorąco niż na dole, ale dało się wytrzymać. Miałam zgłosić się do pokoju nr. 47, bo tam właśnie są wszyscy. Przed drzwiami stało dwóch ochroniarzy w czarnych garniturach i czujną miną.
-Fanek nie wpuszczamy, do widzenia mała-odrzekł jeden z kpiącym uśmieszkiem na ustach.
Przypomniało mi się, że aby wejść muszę mieć plakietkę, którą dał mi tata. Wyciągnęłam ją z torby i pokazałam im.
-Najmocniej przepraszamy, wejdź-wyszeptał drugi otwierając drzwi.
W środku przy całym tym sprzęcie siedziało 4 mężczyzn, z czego jeden to mój ojciec. W pomieszczeniu za szybą nagrywał Justin i najwidoczniej mnie zauważył, bo śpiewał z zamkniętymi oczami. Przywitałam się ze wszystkimi, po czym oparłam się o ścianę obserwując oraz słuchając. Jego głos był taki cudowny, działał jak ukojenie dla moich uszu. To, z jaką przyjemnością wznosił się na wyższe dźwięki szczególnie przykuło moją uwagę. Nie znałam tej piosenki, ale spodobała mi się.  Sprawiał, że mój umysł zaczął analizować każdą cząsteczkę jego ciała. Chciałam znać go jak własną kieszeń. Stał tam, a ja wgapiałam się w niego, co chyba zauważył ten cały Scooter i klepnął mojego tatę kierując wzrok na mnie. W tym samym momencie Justin przestał śpiewać, a ja otrząsnęłam się. Czułam się taka zawstydzona, ale to wszystko przeze mnie.
-Świetnie było, napiszesz jeszcze resztę i będzie niezły hicior-powiedział mężczyzna siedzący przy całym tym sprzęcie.
-To tylko pierwsza zwrotka, muszę znaleźć moją muzę, ale mówiłem już, że nie sprzedam jej.-Zamarł, gdy mnie zobaczył.
Uśmiechnęłam się nieśmiało, po czym pozwoliłam włosom zakryć moją twarz opadając na nią. Bieber wyszedł z kabiny nagraniowej i ruszył w moją stronę.
-Cześć, cieszę się, że dotarłaś.-Uśmiechnął się stojąc jakiś metr ode mnie.
Przytulił mnie tak samo jak wczoraj, utrzymywał dystans. Pewnie, dlatego, iż przy moim tacie, który sprawi, że dostanie miliony po prostu mu nie wypada. Podszedł do stolika z wodą, napił się jej, co wywołało dziwne mrowienie w moim brzuchu.
-Córciu pierwszy raz możesz wejść do studia, może chcesz się dowiedzieć jak to działa?- Rzekł entuzjastycznie tata.
-Chcę-posłałam mu wymuszony uśmiech.
Wtedy do rozmowy wtrącił się ten sam mężczyzna, który siedział przy tym sprzęcie.  Zaczął wyjaśniać mi jak działają wszystkie te przyciski i suwaki. Tata rozmawiał z Scooterem oraz Justinem o planach w jego karierze. Zapamiętałam funkcje trzech guzików- z cyframi „87” jest od nagrywania. „14” od włączenia głosu, aby poza kabiną można było słyszeć muzykę oraz „43” służy do nałożenia wybranego podkładu.
W końcu zdecydowaliśmy, że pojedziemy razem na obiad. Ekipa Justina zapakowała się w jego auto,a my w wóz taty.Przez calusieńką drogę musiałam opowiadać jak podoba mi się praca w takim studio,a większość to były kłamstwa.Nie interesują mnie te wszystkie guziki.
Zatrzymaliśmy się przed wejściem do restauracji japońskiej.Lubię tam chodzić z rodzicami,bo podają dobre jedzenie robione przez prawdziwych Japończyków. Na szczęście paparazzi nie zdążyli dobiec i Bieber nie został przez nich okrążony. Zajęliśmy miejsce przy stoliku niestety blisko okna,ale nie było tak źle.
-Co zamawiacie?-zapytał tata.
-Jeszcze nie wiem-odparł Justin.
Spojrzałam w kartę i studiowałam dokładnie każde danie.Nagle usłyszałam dźwięk sms,po czym mój ojciec z niezadowoloną miną ogłosił,że musi wyjść na 15,ale wróci i ,żebym zamówiła mu to co zawsze bierze,gdy tu jesteśmy.Świetnie,zostawił mnie samą z 4 chłopakami.Dzięki tatusiu (sarkazm)
-Sky opowiedz coś o sobie,prawie cię nie znamy.-zaczął Alfredo.
-Nie ma co mówić-mruknęłam nie odrywając wzroku od karty.
-Ależ jest.-uśmiechnął się Justin.
-Dobra,a mam nadzieję,że na mój ślub przyjedziesz-wtrącił Scott.
-Twój ślub?-zdziwiłam się.
-Tak, 5 lipca.Twój tata dostał zaproszenie.Nie powiedział ci?-oznajmił.
-W takim razie możesz przyjść ze mną.Jeśli Scott się zgodzi-odparł Justin.
-Oczywiście,że tak.-przytaknął.
Tego już nie mogłam znieść.Justin Bieber zaprosił mnie na ślub swojego menadżera, powinnam sikać w gacie prawda? ale jakoś nie mogę. Tyle razy powtarzałam,że nie umiem się cieszyć z tych spotkań.A wiele dziewczyn na świecie zrobiłoby wszystko,by być na moim miejscu.Czasem myślę,że mogłabym im oddać choć jedno.Jednak nikt z mojej klasy nie mógłby się dowiedzieć.Oni nie zasługują na to i tyle.
Gdy podszedł do nas trochę przerażony obecnością sławnej osoby w jego miejscu pracy złożyliśmy zamówienia i czekaliśmy na mojego tatę.
-Sky to ile właściwie masz lat?-zapytał Scooter.
-18 skończyłam-odpowiedziałam obojętnie.
Na szczęście w tym momencie wrócił tata i nie czułam się już tak bardzo skrępowana.W jego towarzystwie jest bezpieczniej.
-George czemu nie powiedziałeś Sky o moim ślubie?-zapytał Scooter.
-Wybacz,zapomniałem.-rzekł,po czym zwrócił się do mnie.-Słuchaj, dostałem...
-Wiem już-przerwałam patrząc na swoje paznokcie.
Kelner podał nam nasze dania,więc rozmowa zamieniła się w ciszę.Wszyscy jedli,ale tylko ja myślałam jak by stąd uciec.

Dobiegł koniec mojej katorgi.Zapłaciliśmy za obiad i ruszyliśmy do wyjścia,niestety jak to bywa z celebrytami na dworze stały tłumy.Nie chciałam znaleźć się na zdjęciach obok Justina,więc kombinowałam.Tata powiedział,że to nic,bo każdy walczy o Biebera i my po prostu będziemy szli po innej stronie.Gdy już znaleźliśmy się w aucie odetchnęłam z ulgą.Wcześniej nie spotykałam się z gwiazdami publicznie tylko w ich garderobach po galach lub w studio gdzie nikt inny nie wejdzie.
Weszłam do domu,zdjęłam buty,po czym pobiegłam do swojego pokoju.Postanowiłam pobiegać,więc przebrałam się w szare dresy zwężane u kostek.Do tego niebieski,sportowy top i szara bluza.Telefon włożyłam do specjalnej opaski na ramię, zbiegłam na dół,gdzie włożyłam swoje adidasy.Krzyknęłam,że wychodzę.Biegłam uliczkami wśród domów obserwując ich ogrom, baseny i drogie samochody na podjeździe.Każdy tu tak wyglądał, jest to jedna z najdroższych dzielnic LA.Mieszka tu nawet Sandra Bullock,ale nikt nie jest w stanie nawet zobaczyć jej posesji.Prowadzi do niej 3 milowa trasa,a przed nią ogromne ogrodzenie.I przebiegając obok zauważyłam,że za bramę właśnie wjechał samochód.Pewnie panna Bullock wróciła do domu.Gdy dotarłam do Santa Monica myślałam,że nie dam rady biec dalej.Słońce już zachodziło,a ja postanowiłam usiąść na piasku.W lunaparku ludzie szaleli na karuzelach,a z plaży powoli się zbierali.Właściwie to dziś mieliśmy przyjechać tu z rodzicami,ale chyba zapomnieli. Kupiłam sobie sok pomarańczowy i usiadłam na piasku.Ściągnęłam bluzę,ponieważ było strasznie gorąco.Lubię takie wieczory,ale szczególnie w samotności.Bez nikogo znajomego, Los Angeles jest ogromne,więc wcale nie tak łatwo jest tu kogoś przypadkiem spotkać.Możesz myśleć o czym tylko chcesz i nikt ci nie przeszkodzi.Owszem w ciągu dnia są tłumy ludzi,ale o wieczornych porach ich liczba maleje.Zamoczyłam stopy w morzu, czekałam,aż wyschną,po czym ruszyłam do domu.Muszę utrzymywać formę,a kilkanaście kilometrów to dla mnie duża pomoc. Nie cierpię tego,że ludzie uważają Amerykanów za otyłych łasuchów.Nie każdy jest taki.
Zmęczona weszłam do domu, wyjęłam z lodówki wodę i wypiłam całą szklankę.Pognałam do swojego pokoju,skąd wzięłam piżamę.Następnie wykąpałam się w wannie.Uwielbiam tam siedzieć,w wodzie wśród piany.Również tutaj powstają kreski na moich nadgarstkach, ale dziś nie ich czas. Mam dobry humor po wycieczce na plażę.Umyłam dokładnie włosy szamponem o tropikalnym zapachu, po czym zawinęłam je w ręcznik.Wytarłam się, rozczesałam i wysuszyłam swoje ciemne pukle.Wyszorowałam zęby,położyłam się do łóżka.Czułam się odprężona,o dziwo nie głodna,więc wszystko było dobrze.Sen to jedyne czego potrzebowałam.

czwartek, 3 lipca 2014

Chapter: 2

2 lipca.
Szara rzeczywistość zawsze pojawia się po cudownej nierealności.Często w snach widzimy siebie w naszym wymarzonym raju, każdy wyobraża sobie jak stoi pięknie ubrany w urokliwym miejscu.Najczęściej obok niego jest ukochana osoba.Jednak,gdy już wracamy na ziemię wszystko znika.Tak stało się dziś rano po moim obudzeniu.Przetarłam delikatnie oczy,przetrzepałam włosy palcami jednocześnie zakładając kapcie na stopy.Kolejny dzień przede mną.Weszłam do łazienki,umyłam zęby,po czym zbiegłam na dół.
-Sky już wszystko dobrze?-usłyszałam głos mamy dochodzący z salonu.
-Tak,co na śniadanie?-odparłam wchodząc do kuchni.
-Zostały dla ciebie tosty-oznajmiła.
Wzięłam talerz i usiadłam przy stole.Każdy kęs sprawiał,że mój głód malał.A z racji tego,iż wczoraj nie jadłam kolacji rano było on na prawdę duży.Popiłam gorącą herbatą,po czym wstawiłam naczynia do zmywarki.Udałam się do salonu gdzie mama oglądała Oprah, usiadłam na sofie obok niej.
-Co tam?-zapytałam niemrawo.
-Fajnie-rzekła wciąż patrząc w ekran.
Stwierdziłam,że z nią raczej nie pogadam,bo jest zbyt zajęta oglądaniem.Poczłapałam na górę,wyjęłam z szafy jasne jeansy,które od razu ubrałam.Spięłam włosy w koka,po czym narzuciłam na siebie miętową koszulkę z napisem "Do what U want".Dostałam ją kiedyś od babci,bo pomyślała,że będzie mi w niej ładnie.I faktycznie jest,bo usłyszałam to od Ariany Grande.
Usłyszałam głośne pukanie do drzwi-na sto procent Joel.
-Właź-mruknęłam.
-Sky idziesz na dzisiejsze spotkanie taty?-zapytał nie pewnie wchodząc do mojego pokoju.
-Nie chcę,a ty?-odparłam siadając na łóżku.
-Ja też,ale rodzice na pewno będę chcieli zabrać jedno z nas.-powiedział.
Mój wzrok utkwił na nim,próbowałam wyczytać z jego oczu do czego zmierza,ale nie potrafiłam.
-Jeśli chcesz zostać to ja pójdę.-wyszeptał dotykając lekko mojej dłoni.-Rozumiem cię.
-Dziękuje-przytuliłam go z całej siły.
-Nie ma za co,dobra uciekam do siebie-rzekł wychodząc.
To miłe,że Joel pójdzie zamiast mnie.Często jest tak,że raz biorą mnie,a raz jego i dziś pada kolej na mnie.Jednak brat poświecił się,co sprawiło,że zyskał w moich oczach wiele.
Postanowiłam poczytać książkę,otworzyłam balkon.Usiadłam na krześle kładąc nogi na krawędzie.Książka pt. "Dziecko ulicy",którą przysłała mi babcia spodobała mi się.Jest to przejmująca opowieść o losach dziecka porzuconego przez matkę i oddanego pod opiekę psychopatycznego ojca. Maltretowana przez rodzica ,zaniedbana przez macochę, Judy Westwater musiała radzić sobie sama od wczesnego dzieciństwa. Gdy miała 12 lat, uciekła z domu i błąkała się po ulicach Johannesburga. Brudna, schorowana i skrajnie wycieńczona postanowiła, że jeżeli przeżyje, w przyszłości pomoże bezdomnym dzieciom.
Tak bardzo się zaczytałam,że tylko wtargnięcie ojca do pokoju wyciągnęło mnie z powieści.
-Sky na pewno nie chcesz jechać?-zapytał z smutnym wyrazem twarzy.
-Nie,poczytam sobie.Z resztą jakaś zmęczona jestem,wczoraj trudno mi było zasnąć.-mówiłam.
-No cóż,trudno.Poznasz go innym razem.My wrócimy za 3 godziny-odrzekł całując mnie w czubek głowy.
Udało mi się bez walki przekonać tatę.Mogę zostać w domu sama i robić co tylko chcę.Spojrzałam na zegarek,który wskazywał 18:30.Ponownie usiadłam na balkonie czytając.Po chwili postanowiłam zadzwonić do babci.Wybrałam jej numer i czekałam,aż odbierze.
-Witaj wnusiu,co u ciebie?
-Cześć babciu,u mnie dobrze.A jak u ciebie??
-Smutno bez mojej Sky. Byłam dziś na basenie wiesz?
-To świetnie,trzeba trzymać formę.
-Słyszałam,że rodzice i Joel pojechali na kolejne spotkanie z jakimś gwiazdorem tak?
-Tak,tak.Ja nie chciałam.
-No,dobra skarbeczku muszę kończyć.Porozmawiamy później,trzymaj się.
-Pa babciu,kocham cię.
-No ja ciebie też,pa pa.
Odłożyłam telefon na półkę,opadłam na łóżko,po czym włączyłam telewizję.Pomyślałam,że przydałoby się coś zjeść.Zbiegłam na dół,otworzyłam lodówkę i przeskanowałam każdy produkt w niej.Po chwili wybrałam jakiś serek waniliowy.Usiadłam na kanapie przed telewizorem,w którym leciała jakaś telenowela.Nagle usłyszałam dzwonek telefonu domowego,z łyżką w buzi poszłam odebrać.Nie chciałam z nikim rozmawiać,ale trudno.
-Córcia zobacz czy w moim gabinecie leży czerwona teczka z napisem "Justin work".
Mam nadzieję,że jej tam nie ma,bo będą się wracali,a pewnie mnie wtedy wezmą ze sobą.Niestety owa teczka leżała na tym biurko i patrzyła na mnie z miną wygranej.*
-No jest.
-Kochanie błagam przywieź mi ją.Jest mi potrzebna,bo bez niej nic nie zrobimy.Proszę.
-Co? 
-Wyślę ci adres sms'em,kocham cię.Paa
Aż mnie zatkało.Mam wieźć mu jakąś teczkę?!? no nie...Ah no dobra,wyjdą po nią i ja wrócę do domu.Wzięłam ją,ubrałam swoje,białe conversy i chwyciłam za kluczyki.Co prawda prawo jazdy mam od 2 miesięcy,ale jeździć umiem.Wyjechałam z garażu,pełna złości ruszyłam w stronę restauracji Giorgio Baldi. Przez prawie 10 minut stałam w korku,ale w końcu udało mi się dojechać.Tata czekał już na dworze.Otworzyłam szybę i podałam mu teczkę.
-Dziękuje Sky,bez niej nic by nam się nie udało.-mówił.
-Spoko,to pa-wymamrotałam gotowa wracać.
-Czekaj,skoro już jesteś to chodź.Poznasz go-odparł otwierając drzwi od auta.
-Niee,ja już pojadę-próbowałam się wymigać.
-No chodź,będzie fajnie-rzekł praktycznie wyciągając mnie.
Zdążyłam jedynie wyłączyć silnik,a już znalazłam się na ulicy.Pognaliśmy do środka z prędkością światła.Byłam nieźle wnerwiona,miałam dać teczkę i wracać,a zostałam siłą zatargana na te spotkanie.Przy stoliku siedziała moja mama i brat oraz Justin Bieber z jego ekipą.Joel spojrzał na mnie,po czym zrozumiał,że jestem tu wbrew woli.
-Patrzcie kogo tu mam,to jest moja córka Skyler.-przedstawił mnie popychając lekko w moje plecy.
O to i Justin Bieber-nie tego się spodziewałam. Na prawdę ciężko było mi na niego nie patrzeć. On po prostu siedział uśmiechając się, kiedy tak się na niego gapiłam. Ubrany był w szyty na miarę garnitur od Armaniego, cały czarny. Nie miał krawatu,lecz górne guziki jego koszuli były odpięte, ukazując jego obojczyki i wyrzeźbioną, bezwłosą klatkę piersiową. Moje oczy podążały od napiętych ścięgien szyi, do wydatnej szczęki. Jego usta były soczyste i miały idealny odcień ciemnego różu. Nos prosty oraz doskonały.Nigdy nie widziałem tak intensywnie brązowych oczu, ani mężczyzny z rzęsami takiej długości. Jego jasnobrązowe włosy były idealnie ułożone do góry.W momencie,gdy tata wypowiedział moje imię przerwał rozmowę z mężczyzną siedzącym obok niego i spojrzał prosto na mnie.Oblizał usta,po czym przygryzł dolną wargę.Wstał ruszając w naszym kierunku.
-Miło cię poznać Skyler,jestem Justin-odparł przyglądając mi się,następnie ucałował wierzch mojej dłoni,którą raczył sam sobie wziąć.
-Usiądź z nami-wtrącił tata praktycznie usadzając mnie na krześle na przeciwko miejsca Justina.
Szczerze mówiąc nie miałam ochoty zostawać nawet w 1%,ale nie wymigam się już.Spojrzałam na ładnie ułożony talerz,a obok niego sztućce.
-Jestem Alfredo-głos chłopaka obok mnie sprawił,że wybudzenie mnie z myśli było bardzo łatwą czynnością.
-Sky-mruknęłam,ale on nie ustępował.
-Miło cię poznać-rzekł entuzjastycznie.
-Ciebie też-wymusiłam uśmiech.
-Córciu nie zjesz nic?-zapytała mama.
-Nie,jadłam w domu.-wymamrotałam niezadowolona,krzyżując ręce na piersi.
Czułam się tak nieswojo.Wyglądałam okropnie,potargane jeansy i znoszone trampki + niedbały kok to wady.Zaletą jest koszulka,która ratowała mój wygląd.Poczułam wibracje w kieszeni,po kryjomu spojrzałam na telefon.Joel napisał do mnie sms,że przeprasza,ale nie dał rady ich zatrzymać.Uśmiechnęłam się do niego,co miało oznaczać,że nic się nie stało i wróciłam wzrokiem do towarzystwa.Moja mama dyskutowała z jakiś mężczyzną,którego skądś kojarzę-ma na imię Scooter.Natomiast tata i Joel żartują z tym całym Bieberem.Westchnęłam głośno,jednak miałam nadzieję,że nikt nie zwróci na to uwagi.
-Więc Skyler może chcesz jutro pójść ze mną do studia nagraniowego? zobaczysz jak to wszystko działa-zaproponował Justin patrząc na mnie swoimi piekielnie pięknymi oczami.
-Sky,mów mi Sky-wyszeptałam.-Mogę pójść.
-Ohh dobrze Sky.-uśmiechnął się.
To jak wymawiał moje imię w jakiś sposób mnie fascynowało.Jest jakąś zagadką,którą właśnie próbuję rozwiązać.
Reszta wieczoru minęła na omawianiu szczegółów współpracy taty i Justina.Siedziałam po prostu cicho zastanawiając się ile dziewczyn zsikałoby się będąc na moim miejscu tuż na przeciwko wielkiego bożyszcza nastolatek.Jednak on od początku wydaje się być kimś innym niż przedstawiają go media.Może tylko gra,by zyskać sponsora,ale to już nie moja sprawa.Gdy w końcu mieliśmy się zbierać odetchnęłam z ulgą.Rodzice żegnali się ze wszystkimi po kolei,a ja obserwowałam każdy ruch Biebera.W końcu jednak zaczepił mnie Alfredo.
-To pa,Sky.Do jutra-uścisnął lekko moją dłoń z wielkim uśmiechem na twarzy.
Wyszeptałam ciche "pa" i ruszyłam w stronę wyjścia,lecz zderzyłam się z kimś.Mocno umięśniony tors odbił mnie lekko,na co niesłyszalnie jęknęłam.
-Miło było cię poznać Sky-usłyszałam gorący głos Justina,który zaraz mnie do siebie przycisnął co miało oznaczać przytulenie.
-Ciebie również-odparłam.
Poczułam jak trzyma dystans,jego ręce wylądowało na wysokości moich łopatek.Moje natomiast wisiały bezwładnie.Po chwili jednak odsunęłam się od niego i ruszyłam w stronę Joela,który już stał przy wyjściu.Zdecydowanie to było najdziwniejsze ze wszystkich takich spotkań...
*metafora.
___________________________________________________________________________
Witajcie :) przepraszam,że dopiero teraz dodaję ten rozdział,ale nie miałam dostępu do internetu.Mam nadzieję,że nie jest tak kiepski jak mnie się wydaje,że jest.Polecam sprawdzić aktualności w zakładce "rozdziały".
-Komentarze karmią wenę.
~.Miley

sobota, 28 czerwca 2014

Chapter: 1

1 lipca.
Obudziłam się jak zwykle w swoim pokoju.Nie wiem jak wy,ale dla mnie jest to miejsce najlepsze na świecie.Mogę tu odizolować się od ludzi i myśleć tylko o odpoczynku.Tylko tutaj potrafię uwierzyć,że jestem komuś potrzebna.
Przetarłam oczy,które nie były jeszcze gotowe na dosyć mocne promienie słoneczne.Przeciągnęłam się,po czym wsunęłam stopy w ciepłe kapcie.Ruszyłam prosto do łazienki,którą muszę dzielić z głupim bratem.Na szczęście dziś była wolna,więc nie czekałam,aż Joel raczy wyjść.Dokładnie umyłam zęby,rozczesałam włosy.Wróciłam do swojego pokoju,otworzyłam okno.Następnie wyjęłam z szafy ubrania,które zamierzam założyć.Były to zwykłe,czarne rurki i koszula w czerwoną kratę.
Zbiegłam na dół gdzie mama chyba od rana pichciła coś w kuchni.Lubię jak gotuje,bo zawsze wtedy jest taka przyjemna atmosfera między nami.Usiadłam przy stole,nałożyłam sobie naleśniki z syropem klonowym.Zaczęłam jeść,pyszny smak głaskał moje kubki smakowe.
-Gdzie tata?-zapytałam.
-Rozmawia,znowu ma jakieś zlecenie-oznajmiła mama kładąc obok mnie gorący kubek.
No tak zapomniałam wspomnieć,że mój tata pracuje z wytwórnią muzyczną Island Records.Przez to poznałam wiele osób z tej branży.Szczególnie spodobała mi się Ariana Grande.Dziewczyny z mojej klasy pewnie szalałyby za zdjęcie z jakąś sławną osobą,ale mnie to nie fascynuje.To normalni ludzie,którzy sprzedają swoją prywatność.Oczywiście nie mówię tego ojcu,bo on myśli,że sikam w gacie za możliwość zobaczenia Cody'ego Simpsona czy The Wanted.
Wypiłam kakao, po czym opadłam na kanapę.Włączyłam wiadomości,akurat trafiłam na pogodę.Jak to na LA przystało będzie ciepło.Nagle usłyszałam głośny krzyk Joela.
-Sky zabrałaś moje słuchawki?!?-machał rękoma jak oszalały.
-Nie idioto,nie wszystko to co zgubisz muszę zabrać ja-burknęłam.
-Skyler język-wtrąciła mama.
Przewróciłam tylko oczami,po czym skupiłam się na talk-show Ellen.Niestety po chwili znów mi przerwano.
-Dziewczyny jutro mam kolejne spotkanie,więc nasze wyjście na plażę odpada-odparł ojciec wchodząc do pokoju.
-Dobrze,pójdziemy w czwartek.A z kim te spotkanie tym razem?-rzekła mama pakując naczynia do zmywarki.To na prawdę wyrozumiała kobieta.
-Justin Bieber-oznajmił po chwili namysłu.
-Sky słyszałaś?-krzyknęła moja rodzicielka.
-Tak.-warknęłam oschle.
-Więc bądź przygotowana-dorzucił ojciec.
Przytuliłam go,po czym szybko wbiegłam na górę.Mam dość tych ciągłych spotkań i imprez.Wiem,że powinnam być wdzięczna za to wszystko,ale jakoś nie potrafię.To nie jest mój świat,nie interesują mnie celebryci.Jednak dziś szybko poszła nasza rozmowa,ale zwykle one tak wyglądają.Tata mówi z kim będziemy się spotykać,bo z nimi pracuje i tyle.
Siedziałam w swoim pokoju do godziny 15.30.Myślałam,a to jedyne co mnie uspokaja.Jednak,gdy usłyszałam wołanie mamy na obiad,musiałam przerwać.Zeszłam na dół,cała rodzina siedziała już przy stole.
Nałożyłam na talerz potrawy,po czym zaczęłam jeść.Poczułam coś dziwnego,jakby moja głowa zaczęła pulsować.
-Sky co ci?-pytał Joel.
-Nic-wybełkotałam.
Od dawna mam jakby taką chorobę.Miewam bóle głowy i mdłości.Lekarz powiedział,że nie ma leków na to i nie jest to nic groźnego,bo po chwili wszystko przechodzi.Muszę przecierpieć, a będzie dobrze.Jednak dziś czułam jak odpływam.Nie mogłam tego wytrzymać, kiedyś cięłam się nawet przez bóle.One mnie osłabiają,po prostu sprawiają,że mój organizm się osłabia.
Rodzice postanowili,że resztę wieczoru spędzę w łóżku.Nie dziwię się im,bo w końcu widok cierpiącego dziecka jest dla nich okropny.I tak o to umyłam się,ubrałam w piżamę i położyłam się pod ciepłą kołdrę.Włączyłam telewizję,leciał serial "Pretty Little Liars".Nawet go lubię,jest interesujący.Tak minął cały czas moich osłabień.Co prawda dziś były tak okropne,że z serialu zapamiętałam jedną dziesiątą.Tak już niestety mam i tego nie zmienię.Gdy bóle ustały postanowiłam poczytać coś o tym Bieberze.Wzięłam ipada,wystukałam w Google jego imię i nazwisko.Nie wygląda źle,ale jego zachowanie,które przedstawiają media jest okropne.Chyba nie chcę iść na te spotkanie...

______________________________________________________________________________
Witajcie po 1 rozdziale :) wiem,że jest on kiepski,ale to takie wprowadzenie do życia Skyler.Mam nadzieję,że i tak zostaniecie. Zostawcie proszę jakiś komentarz,one dają mi niesamowitą motywację.To na tyle,pa :)

~.Komentarze karmią wenę.
~.Miley Cyrus <3 


czwartek, 19 czerwca 2014

Prolog

Nazywam się Sky Cambell, mam 18 lat i to wszystko co mogę o sobie powiedzieć. Nie jestem ciekawą osobą, nie warto wnikać w moje życie, bo gwarantuję, że zanudzisz się na śmierć. Mieszkam w Los Angeles od urodzenia, mam młodszego brata. Chodzę do liceum, które mnie niszczy. Codziennie spotykam się z wyzwiskami, groźbami oraz wyśmiewaniem. Krócej mówiąc nie jestem lubiana. Jedyne wsparcie mam w babci, ale ona mieszka w San Francisco i rzadko ją  widzę. Staram się stawić czoła problemom, ale i tak jestem słaba emocjonalnie czego dowodem są kreski na moich nadgarstkach. Sprawianie sobie bólu pomaga mi zapomnieć o świecie. Znajduje się wtedy w wannie, biorę swoje ukojenie zwane żyletką. Przykładam ją do nadgarstka i wykonuję kilku centymetrowy ślad, z którego po chwili zaczyna lecieć czerwona ciecz. Powtarzam czynność kilka razy, następnie robię to samo na udzie. Zanurzam głowę pod wodę, słyszę głosy krzyczące:  „Nieudacznica” „Brzydula” „Szara mysz” „Dziecko szatana” „Umrzyj wreszcie”. Wtedy ja zaczynam krzyczeć jak głośno mogę,by je zagłuszyć.Wyobrażam sobie, że wskakuje do jakiegoś jeziora, opadam po woli na dno. Widzę jak każdy kto sprawił mi przykrość leży na stosie nieżywy. Spełniona zamykam oczy i oddaje się w silne ręce śmierci…
_________________________________________________________________________________
No to mamy prolog, piszcie co sądzicie, nie długo pojawi się 1 rozdział. Będzie to trochę inny blog niż moje pozostałe,ale myślę,że może wam się spodobać. Jeśli macie propozycje na coś związane z opowiadaniem to piszcie w komentarzach. Myślę też o zwiastunie,a o nagłówek walczę :) to tyle. Paa