Translate

sobota, 26 lipca 2014

Chapter: 5


*Sky*
6 lipca
Czasem po prostu nie umiem odmówić, człowiek stara się, a ja nie potrafię powiedzieć "nie". Jestem osobą, która nie lubi przebywać z odważnymi i ekstrawaganckimi ludźmi. Odkąd przyszłam do liceum jestem potępiana, gnębiona. Radzę sobie z tym kalecząc się,oczywiście nikt nie wie. I tak pozostanie. Bo każdy upadek ukształtował mój charakter i może nie jestem silną osobą, ale umiem utrzymać się na świecie. Czasami po prostu chcę, by ludzie wiedzieli jak to jest czuć się jak gówno. Ja właśnie tak czuję się na co dzień.

Ranek był trochę dziwny, ponieważ słyszałam jakieś krzyki z dworu. Wstałam, więc ospale i poszłam do hotelowej łazienki. Umyłam zęby, rozczesałam włosy. Zdziwiło mnie, że pokój był pusty. Powinien w nim być Joel, ale nie słyszałam, żeby ktokolwiek się ruszał. Wzięłam telefon i zobaczyłam nieodczytanego sms od mamy.
"Kochanie musieliśmy wrócić do domu o 8:00, nie chcieliśmy cię budzić. Porozmawiaj z Scooterem,a on ci wszystko wytłumaczy - Mama"
Myślałam, że krew mnie zaleje. Moi rodzice zostawili mnie w obcym mieście, samą w hotelu i pojechali do domu. Co ja miałam zrobić? Będę teraz latać po ludziach, żeby mnie odwieźli? O nie...
A jednak stojąc przed Scottem, który za 2 godziny ma samolot na Fiji błagałam go, by mi pomógł.
 - Skyler rodzice prosili, żebym załatwił podwózkę to ją załatwię. Tylko proszę daj mi chwilę - mówił trzymając mnie za rękę. Wiedziałam, że wolałby cieszyć się z żoną z wyjazdu i ślubu, ale nikogo innego nie znałam tak dobrze jak jego. Współpracują z tatą od 4 lat.
 - Dzięki, będę na śniadaniu jakbyś coś wiedział - zdobyłam się na mały uśmiech.
Ruszyłam do restauracji, gdzie już przy wejściu pachniało świeżym pieczywem. Szwedzki stół na środku ogromnej sali. Nałożyłam na talerz tosty i nalałam sobie wodę. Odwróciłam się, poczułam czyjąś obecność, która lekko mnie odepchnęła. Nagle na mojej koszulce pojawiła się ogromna plama, a tosty wylądowały na podłodze.
 - Sky... kurwa przepraszam - usłyszałam dobrze mi znany głos chłopaka o imieniu Justin.
Od razu podbiegła kobieta z mopem i wycierała podłogę.
 - Przepraszam bardzo, ja posprzątam - odparł Bieber biorąc od kobiety sprzęt.
 - Nie ...ja nie... pan jest gościem - jąkała przerażona.
Ten dzień zaczyna się na prawdę koszmarnie, najpierw fakt, że zostałam sama w hotelu, teraz Justin wylał na mnie sok i nie mam nic na przebranie. Jeszcze te krzyki, które mnie obudziły. Miałam ochotę zapaść w głęboki sen, a obudzić się jak ta okrutna passa się skończy.
 - Przepraszam cię, cholera. Chodźmy się przebrać - powiedział patrząc na nasze poplamione koszulki.
 - Świetnie,bo ja nie mam w co - fuknęłam krzyżując ręce na piersi.
 - Pożyczę ci - odwrócił się mierząc mnie wzrokiem. - Śmiesznie wyglądasz z pomarańczową plamą na brzuchu.
Wywróciłam oczami, po czym udałam się za tym sławnym bufonem. Nie widziałam jego miny, ale chyba nie chciałam wiedzieć co pałęta się po jego głowie.
Otworzył drzwi poprzez włożenie karty w odpowiedni czytnik, weszliśmy do pokoju. Jak poprzednio, gdy tu byłam panował niesamowity porządek. Justin wyjął z szafy granatową koszulkę z napisami, po czym ściągnął brudną. Jego idealnie wyrzeźbione ciało, pokryte tatuażami od razu przykuło moją uwagę. Nie mogłam oderwać wzorku od mięśni brzucha i silnych rąk. Fascynowały mnie rysunki zrobione czarnym tuszem, każdy inny, lecz wyjątkowy. Można to nazwać patrzeniem na niebo, jak bezdomny na cudowną willę lub głodny na pysznie zastawiony stół.
 - Pójdę się umyć, a ty weź coś sobie i pójdziesz po mnie - jego anielski głos wybudził mnie z wgapiania się idiotycznie na jego tors.
Podeszłam do szafy, w której było od groma ubrań, ze wszystkich możliwych materiałów i kolorów. Przejechałam dłonią po kilku z nich, aż wybrałam najnormalniejszą oraz mam nadzieję, że najtańszą. Zwykła, czarna z białymi paskami. Wzięłam ją i rozejrzałam się po pokoju, Justin był w łazience, a sok sklejał mój brzuch z tshirtem. Zobaczyłam iphone'a chłopaka, który ciągle wibrował od nadmiaru powiadomień  np. z twittera lub instagrama. Ten telefon jest wart miliony, w końcu korzysta z niego sam Justin Bieber.
Chłopak wyszedł z łazienki i opadł na łóżko włączając telewizor.
-No co tak patrzysz? przebierz się i chodź do mnie.-odparł patrząc na mnie, wyglądającą jak ostatnie nieszczęście.
Szybko pognała, do toalety, gdzie zdjęłam brudną bluzkę.Umyłam brzuch i nałożyłam tshirt Justina. Wróciłam do pokoju, gotowa do opuszczenie go.
-Dzięki, zwrócę ci ją przez tatę. To cześć - rzuciłam przez ramię, wychodząc.
-Czekaj, Sky. Posiedź ze mną- przeczesał ręką swoje zbyt na żelowane włosy.
-Nie mogę, muszę zorganizować sobie podwózkę- mruknęła, po czym tego żałowałam.
-Ja cię odwiozę, kiedy tylko chcesz - uśmiechnął się, siadając na rogu łóżka.
-Dzięki, ale nie. To nie najlepszy pomysł. -grzecznie odmówiłam.
-Czemu?- zaśmiał się. - Boisz się siedzieć z chłopakiem w jednym aucie? czy cykasz się paparazzi?
- Idiota- wymamrotałam otwierając drzwi. To było głupie.
-Heeej, Sky. Czekaj- rzekł podbiegając do mnie i łapiąc za mój nadgarstek. - Przepraszam. Odwiozę cię.
Spojrzałam mu w oczy, gdy ten nachylał się nade mną i wciąż nie puszczał. Wyrwałam się, oparłam głowę o futrynę drzwi wpuszczając powietrze. Justin cofnął się, wróciłam do pokoju i schowałam telefon do kieszeni. Następnie podszedł do mnie, złapał za moje ramię przeciągając nas do korytarza. Zatrzasnął drzwi, po czym ruszył w stronę windy.
-A twoje rzeczy?- zapytałam zdziwiona obrotem sprawy.
-Mam ludzi, którzy je zabiorą. - oznajmił z cwaniackim uśmiechem na ustach.
Przewróciłam oczami, to dość dziwne. Ja zawsze muszę pakować się sama, a za niego inni zrobią wszystko. Stojąc w windzie spojrzałam na swoje nadgarstki, były cholernie widoczne. Staram się je zakrywać, ale koszulka Justina nie pozwala mi na to. Reasumując moje blizny na pewno już widział lub czuł.
Zatrzymaliśmy się na piętrze 6, drzwi rozsunęły się, a ja ujrzałam Eda Sheerana- piosenkarza, z którym trochę się zaprzyjaźniłam. To słodki rudzielec, miło się z nim rozmawia.
-Cześć- zdobyłam się na mały uśmiech.
-Hej, właśnie wyjeżdżam. Fajnie było, paa- odparł niezbyt zadowolony wchodząc do windy z walizką.
Justin i ja pognaliśmy do mojego pokoju, bo Ed nawet nie zaczekał na nasze pożegnanie tylko kliknął przycisk, a winda zjechała na dół. Włożyłam kartę w odpowiedni otwór, po czym weszłam do środka. Panował tu ogromny bałagan, moje policzki oblały się rumieńcem ze wstydu.
-Przepraszam za nieporządek. -szepnęłam szybko ogarniając ubrania z sofy.
Wrzuciłam je do walizki, poszłam też do łazienki, gdzie spakowałam kosmetyki. Nie było ich dużo, ale miałam wrażenie, że robię to kilka godzin. Czas się dłużył przez moje nerwy, więc latałam po pokoju oszalała.
-No co? - rzekłam widząc jak Justin chichocze siedząc na krześle.
-Biegasz jakby koniec ziemi miał za chwilę nastąpić. -  odparł oblizując usta.
-Nie gadaj tylko mi pomóż, tam leży moja torba.- wskazałam na małą walizkę w rogu.
Chłopak wstał i chwycił ją za rączkę. Ja pognałam w stronę wyjścia.

Jadąc w cholernie drogim aucie Justina czułam się nieswojo. Zwracaliśmy uwagę ludzi na drodze, gdy wjechaliśmy do Los Angeles, ale nie byłam z tego zadowolona. Nie rozmawialiśmy dużo, krępowała mnie ta sytuacja. Nagle w radiu puścili piosenkę Justina "Boyfriend". Chłopak uderzał ręką w kierownicę wybijając jednocześnie rytm utworu i śpiewał patrząc na mnie z cwaniackim uśmiechem. Szczerze mówiąc to było cholernie urocze. Zaczęłam się śmiać, lecz on złapał mnie za rękę i okręcał nią. Gdy piosenka się skończyła oboje wybuchnęliśmy śmiechem, ale Justin uważniej skupił się na drodze. Jednak zdziwiłam się, bo chłopak przegapił skręt do mojej dzielnicy.
-Gdzie ty jedziesz? - zapytałam, bo w końcu wcześniej mówiłam mu swój adres.
-Mieliśmy iść razem na obiad prawda? - posłał mi pewny siebie uśmiech.
No tak, przecież po nim można spodziewać się wszystkiego. I z tego co zauważyłam od dobrych 15 minut śledzi nas duży wóz, w których za pewne są paparazzi. To serio najgorszy dzień mojego życia.
Zatrzymaliśmy się z tyłu Burger Kinga, co było dziwne jak na wielką gwiazdę. Oczywiście mi nie zależy na najdroższych restauracjach, ale na chłopaka zarabiającego miliony.
Wysiadłam ostrożnie, po czym czekałam na Justina, który był trochę zakłopotany. Ruszyliśmy do środka, gdzie zaraz po naszym wejściu ludzie patrzy na nas z ogromnym zdziwieniem. Widziałam też, że ktoś wyciągnął telefon.
Zamówiliśmy na prawdę szybko, ale czekaliśmy w kolejce. Czułam się osaczona, wzrok skierowany na Justina czasem przejeżdżał na mnie. Wszyscy chcieli wiedzieć kim jest dziwaczka, która przyszła z wielką gwiazdą. Wychodząc z zamówieniem na wynos okazało się, że paparazzi weszli na drzewa i robili zdjęcia. To jest chore! Justin szybko zareagował chowając mnie w swoich ramionach, krzyczał coś, ale dla mnie ważne było, że jego silne ręce próbują mnie zakryć, a ciepły tors przytula mnie jakby to miało być nasze ostatnie spotkanie. Usiadłam na miejscu pasażera zapinając pas, Justin próbował wyjechać z tylnego parkingu, lecz ci szaleńcy wpychali aparat, aby robić zdjęcia. Zakrywałam twarz rękoma, ale najważniejsze było, żeby szybo znaleźć się poza ich zasięgiem.
-Wybacz, Sky. - wyszeptał smutny.
-Spokojnie, rozumiem. - odparłam kładąc rękę na jego ramieniu. - Gdzie jedziemy?
- Do pewnego miejsca, na pewno tam nie byłaś. - rzekł znacznie przyśpieszając.
Resztę drogi siedzieliśmy w ciszy, lecz miejsce, do którego mnie zawiózł było cudowne. Wielki klif, na środku drewniana ławka i pełno drzew. Wzięłam swoją torbę z Burger Kinga, po czym ruszyłam na przód.
-Podoba się? - zapytał Justin siadając na ławce.
- Jasne, tu jest cudownie. - powiedziałam podziwiając krajobraz.
Zajęłam miejsce obok Justina i zaczęłam jeść swoje, kaloryczne jedzenie.
- Uwielbiam tu przyjeżdżać. - mruknął przygryzając wargę.
- Nie dziwię się, można zapomnieć tu o całym świecie. - rzekłam spokojnie.
- Tak. Czasem mam cholernie dość życia w mediach. Wszyscy myślą, że szastam kasą, a chodzę do Burger Kinga z dziewczyną. Nie obraź się, że nie zabrałem cię do jakiejś drogiej knajpy, ale miałem ochotę na burgera i frytki. - mówił, a z jego oczu wyczytałam, że był szczery.
Cieszyłam się, że otworzył się przede mną i zabrał do ulubionego miejsca. Teraz dopiero widzę, że nie jest taki za jakiego go mają.
__________________________________________________________________
 Witajcie :3 Cholernie was przepraszam, że tak zawodzę. Wiem, że ten rozdział miał się pojawić 24, ale nie miałam dokończonej końcówki, a nie miałam też jak jej dopisać. W telefonie wchodziłam i zmieniałam datę, a rozdziału nie mogłam. Dobra w każdym razie nn będzie o wiele szybciej. Akcja toczy się szybko, ale chyba każdy z was nie chce czytać nudnych historii zwyczajnego życia Sky bez Justina i życia Biebera przepełnionego obowiązkami. To tyle, buziaki :**
-Komentarze karmią wenę.
~.Miley Cyrus<3

3 komentarze: