Translate

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Chapter: 6


25 lipca
Od ostatniego spotkania nie widziałam się z Justinem. Moje dni polegały na bieganiu lub siedzeniu na plaży. Joel od tygodnia jest na obozie, więc mam spokój w domu. Tata ciągle siedzi w pracy, a mama robi przemeblowanie w salonie.
Dziś obudziłam się wyjątko późno, bo o 14:00. Nigdy wcześniej tyle nie spałam, ale kiedyś musi być ten pierwszy raz. Wygramoliłam wypoczęte ciało z pościeli i udałam się do łazienki. Umyłam zęby, wyszczotkowałam włosy. Następnie wróciłam do pokoju, gdzie ubrałam się.  Zobaczyłam, że mój brat ustawił nowy opis na Skype, że chce już odwiedzić rodzinę. Z tego co wiem Aiden przylatuje do nas w sierpniu.
Zbiegłam na dół, gdzie mama zawizięcie kłóciła się z architektem, że woli szafki w innym miejscu niż on tego chce. Uśmiechnęłam się mówiąc "cześć", na co odpowiedziała mi tym samym. Wyjęłam z lodówki mleko, a z szafki płatki i miskę. Wsypałam je, wlałam mleko, po czym wzięłam łyżkę i zaczęłam jeść. Usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi, wstałam, aby otworzyć. Był to kurier z jakąś paczką, w pierwszej chwili myślałam, że to ozdoba, którą zamówiła mama.
- Sky Cambell? proszę tylko podpis w tym miejscu - odparł dając mi paczkę i podkładkę z długopisem.
- Dziękuje - zdobyłam się na uśmiech składając parafkę w wykropkowanym miejscu.
Zdziwiona odpakowałam tajemniczą paczkę, była w niej róża otulona niebieskim materiałem i kartka z tekstem " Mam nadzieję, że masz ochotę towarzyszyć mi na imprezie mojego kolegi. 9 p.m. - Justin xx."
Przygryzłam wargę na samą myśl, o tym że zależy mu, abym z nim poszła. Niestety nie jestem dziewczyną z jego snów. Nie mam pięknych sukienek i wysokich szpilek, jestem zwykłą Sky. Mającą problemy, nie potrafiącą być idealna. Spojrzałam na swoje ręce, blizny były wyraźne, lecz nikt ich nie zauważał. Staram się zakrywać, ale dziś nie miałam na nich nic.
- Skyler kto to był? - usłyszałam krzyk matki dochodzący z salonu.
- Pomyłka - skłamałam cichutko udając się po wazon do kuchni. Wzięłam go i pobiegłam na górę.
Położyłam różę na biurko, po czym nalałam w łazience trochę wody do wazonu. Wstawiłam ją do niego i patrzyłam na nią przez chwilę. Te uczucie, które przeszywało mnie od środka, gdy myślałam o Justinie. Może i znam go tylko miesiąc, ale wyznał mi coś, czego nie mówi byle komu. Opadłam na łóżko, zastanawiając się co włożę na tę imprezę. Sukienka, którą miała na weselu Scootera nie daje się, bo już mnie w niej widział. Mam jeszcze spódnicę, ale nie jestem pewna czy będę w niej dobrze wyglądać. Chyba zostanę w tym, co mam na sobie. Justin wie, że nie jestem typem strojnisi. Na pewno nie będę pić, a wiem, że na imprezach to nieuniknione. Postaram się nie zostać zmuszona przez kolegów Biebera.
Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 15:30. Postanowiłam, więc pójść na frappucino do Starbucks'a. Wzięłam pieniądze, telefon oraz klucze i wyszłam z domu. Złapałam autobus, którym dojechałam do centrum. Przeszłam kawałek na pieszo, po czym usiadłam na wygodne kanapie w kawiarni. Zamówiłam frappuccino, czekałam chwilę, aż podeszła do mnie jakaś nastolatka.
- Przepraszam, ale to chyba ty prawda? - zapytała nieśmało, pokazując zdjęcie w telefonie, jak wychodziłam z Justinem z Burger Kinga.
- Tak - wyszeptałam godząc się z prawdą.
- Ooo mój Boże, jestem Belieber od początków Justina. Mogę z tobą zdjęcie? - wybuchnęła szczęściem.
- Jasne, ale ja nie jestem jakąś sławną osobą - odparłam zszokowana jej prośbą.
- Jesteś z otoczenia Justina - wytłumaczyła.
Stanęłam obok niej i uśmiechnęłam się stucznie, gdy ona pstrykała swoim telefonem masę zdjęć.
- Jestem Tiffany, mogłabyś dać do Justinowi? - rzekła podając mi małą torebeczkę prezentową.
- No dobrze, jestem Sky - powiedziałam chowając prezent dla Justina do swojej torebki.
- Mogę cię przytulić Sky? - zapytała pół szeptem.
Wstałam biorąc w ramiona młodą fankę mojego kolegi. Odebrałam swoje frappuccino, po czym wzięłam łyka. Oparłam głowę o zagłówek kanapy, pozwalając myślom błądzić po moim umyśle. Oddychałam powoli, czułam się odprężona. Nagle dostałam sms od mamy, że mam wracać do domu.
Szybko pobiegłam na przystnek, gdzie sprawdziłam najbliższy autobus. Odczekałam 8 minut, po czym zajęłam wygodne miejsce przy oknie. Przez jazdę obserwowałam dzielnice Los Angeles, ludzie idący na plażę z zadowolonymi minami, masa turystów robiących zdjęcia dosłownie wszystkiego i grupki osób bawiących się razem na wszystkie sposoby. Spojrzałam na jedną z ran na swoim nadgarstku, ona była za to, że nie mogę żyć jak inni. Nie mogę pić piwa w skąpym bikini na plaży z przystojnym chłopakiem przy boku. Potrząsnęłam głową odganiając myśl, która zawsze przyprawiała mnie o płacz.
Wysiadłam ostrożnie przed swoją dzielnicą, spacerkiem udałam się do domu. Na podwórku zobaczyłam mamę, rozmawiała przez telefon o nowej kanapie.
- Cześć - mruknęłam idąc do środka.
- Stój, Skyler - odparła odrywając się od rozmowy, zmierzyła mnie surowym wzrokiem - Od kogo dostałaś różę?
- Od Justina - wymamrotałam miętosząc w ręce rombek bluzki.
Szybko pobiegłam do kuchni, wyciągnęłam wszystkie produkty na makaron z sosem i zaczęłam gotować. Wrzuciłam makaron do garnka z wodą, postawiłam go na kuchence, po czym zabrałam się za sos. W tym czasie moja rodzicielka dyskutowała o kolorze szafki pod telewizor. Gdy skończyła zapisała coś na specjalnej tablicy, która wisi obok lodówki. Są na niej wszystkie ważne daty i rzeczy do zrobienia. Już za niecałe 2 tygodnie przylatuje Aiden, a już w ten weekend rodzice lecą do Waszyngtonu, będę sama. Położyłam dwa, gotowe dania na stół i zawołałam mamę. Ta przybiegła szybko, po czym razem zabrałyśmy się za jedzenie.
- Ładna - uśmiechnęła się mama patrząc mi prosto w oczy.
- Ale co? - wymamrotałam jedząc.
- Róża, może zadzwonisz do niego? - odrzekła z jednoznacznym uśmiechem.
- Mamooo
- Skarbie, posłuchaj - powiedziała łapiąc mnie za ręce - Pamiętam, jak byłam w twoim wieku i tata pierwszy raz wysłał mi kwiaty. Byłam wniebowzięta, zadzwoniłam do niego wieczorem...
- Mamo, daj spokój - przerwałam jej, wiedząc, że ta rozmowa raczej mi zaszkodzi niż pomoże.
- Słuchaj dalej, on odebrał i zapytał, czy dostałam prezent. Mówiłam, że jest piękny, dziękowałam. Aż w końcu odważył się zaprosić mnie na randkę. Spotkaliśmy się w kawiarni, opowiadał mi, jak był z twoim dziadkiem na rybach i złapał 3 kilogramowego suma. Szczerze mówiąc nie lubię ryb, ale samo to, że byliśmy tam razem mi wystarczało. Może ty też znalazłam kogoś z kim nie potrzebujesz słow, by być szczęśliwa - mówiła wspominając w myślach każdą z tych chwil, schowała niesforny kosmyk moich włosów.
- Mamo proszę cię, nie wracajmy do tego - prychnęłam wstając, odłożyłam talerz do kuchni i pobiegłam na górę.
Rozczesałam porządnie włosy, spryskałam ciało perfumami, które kiedyś kupiła mi babcia. Pewnie myślisz, że to śmieszne, ale te perfumy są śliczne. To zapach, którego użawają dziewczyny w moim wieku.
Schowałam telefon do kieszeni, zbiegłam na dół i napiłam się soku pomarańczowego. Za kilka minut Justin powinien się zjawić. Denerowowałam się, ale wiedziałam, że nie ma czym. Będę na imprezie kolegów chłopaka, którego przyłapano na ćpaniu i piciu. To nic złego (wyczuj ten sarkazm, skarbie)
- Kochanie tata wróci dziś później, bo nagrywają nową płytą z jakąś gwiazdą, ale imienia nie pamiętam - oznajmiła mama wchodząc do kuchni.
- Ja wychodzę z Justinem - przełknęłam ślinę, wiedząc że za chwilę czeka mnie kolejna rozmowa z serii "Rady mamy Cambell"
Uratował mnie jedynie dzwonek z bramy, czyli Justin przyjechał.
- Pa mamuś - pocałowałam ją w policzek, po czym wybiegłam z domu.
Ogromny, czarny samochód stał tuż przed moim domem. Wiedziałam, że to kierowca Biebera z nim w środku. Otworzyłam tylne drzwi, siedział tam ubrany w czarne spodnie i szarą koszulkę. Miał też złoty wisior przy szyi oraz złotego rolexa.
- Hej - szepnęłam zapinając pas.
- Cześć, co tam? - jego głos rozpłynął cały mój zdrowy rozsądek.
- Ssspoko - wydukałam.
- Kolega mieszka niedaleko, przepraszam, że nie wysiadłem, ale wiesz - oznajmił oblizując usta.
Pokiwałam głową na znak, że zrozumiałam. Rozmawialismy trochę o koledze Justina o imieniu Sean. Wpatrywałam się w jego oczy niczym ciele na malowane wrota. Gdy zatrzymaliśmy się pod wielkim domem oświetlonym w każdym miejscu wysiadłam ostrożnie. Mimo, iż był to początek imprezy już widziałam wymiotujących za krzakiem ludzi i pełno kubków po alkoholu. Justin splótł nasze dłonie idąc do wejścia. Czułam, jak przyjemny dreszcz przeszedł moje ciało. Jego skóra przy po mojej to coś niesamowitego.
Weszliśmy do mieszkania, gdzie pierwsze co co rzuciło mi się w oczy to kilkoro ludzi siedzących w kółku.
- Hej Justin - krzyknął jakiś chłopak o krótkich, blond włosach - Chodź do nas.
- Cześć Sean, to jest Sky - odparł na końcu patrząc na mnie.
- Sky, siadaj z nami. Pamiętacie świetną grę z dzieciństwa? Butelka to klasyk - mówił zafascynowany.
Dołączyliśmy do nich, przez chwilę wypadło na innych. Chyba każdy z was zna butelkę prawda? To gra, gdzie kręci się butelką i ten na kogo wypadnie musi wybrać pytanie lub zadanie (w tej łagodniejszej wersji). Wtedy ten, kto kręcił wymyśla mu odnosik do tego co wybrał. Akurat wypadło na Justina, wybrał zadanie. Kręciła szczupła blondynka w obcisłych dżinsach i błyszczącym gorsecie.
- Weź ten kieliszek wódki i wypij go z mojego stanika - wymamrotałam z dziwnym akcentem, chyba próbowałam być seksowna, ale jej nie wyszło.
Większość facetów zaczęła gwizdać, Justin zaśmiał się i położył kieliszek między piersiami blondynki. Nachylił się, złapał ustami szklane naczycie, po czym wypił zawartość. Było mi wtedy, tak głupio. Siedziałam tam, jak jakaś idiotka licząc, że dobrze się zabawię. To żenada, oni będą wymyśliać same prowokujące zadania, a na mnie na pewno nie trafi. Gdy kręcił Justin wypadło na wysokiego bruneta.
Gra ciągnęła się już piętneście minut, a ja tylko siedziałam cicho i oglądałam. Na Biebera wypadło jeszcze dwa razy. Odpowiadał na pytanie czy woli seks w kiblu czy na stole oraz ściągał stanik niebieskowłosej dziewczynie. Nagle butelka stanęła skierowana na mnie.
- Wreszcie nasz nieśmiały aniołek - zaśmiał się Sean - Cały czas siedzisz cicho, pora się zabawić Sky.
- Sean, przestań - wtrącił Justin.
- Spokojnie, wiem co cię rozluźni malutka. Na początek każdy musi wybrać wyzwanie, jak już zauwazyłaś. Ja muszę je tobie wybrać, o to one. Pocałuj Justina - mówił pocierając ręce.
- Sean kurwa, ona nie...
Cała roztrzęsiona popatrzyłam na Justina, który próbował wyjaśnić Sean'owi, że nie mogę pocałować nikogo na tej imprezie. Jednak we mnie coś wstąpiło, jakby duch zabawy.
- Zrobię to - wymamrotałam pod wpływem impulsu.
Wszyscy zdziwieni patrzyli na mnie, a ja zbliżyłam się do Justina. Wzięłam głęboki oddech.
- Sky ja rozumiem, nie musisz tego robić - wyszeptał.
Zniszczyłam jedyną przestrzeń, która między nami była. Złączyłam nasze usta w długiom pocałunku, on przejęchał ręką po moim policzku. Drugą trzymał na mojej talii. Nagle w moim brzuchu pojawiło się dziwne uczucie, nie te walnięte motyle, o których mówią w filmach. To było coś głębszego.
_______________________________________________________________________________
Witajcie :) przepraszam, że tak długo musieliście czekać. Na szczęście już jest i to pierwszy pocałunek Sky z Justinem!! kto ich shippuje pewnie jest zadowolony co? ;)

-Komentarze karmią wenę.
 
~. Miley <3

3 komentarze: