Translate

sobota, 26 lipca 2014

Chapter: 5


*Sky*
6 lipca
Czasem po prostu nie umiem odmówić, człowiek stara się, a ja nie potrafię powiedzieć "nie". Jestem osobą, która nie lubi przebywać z odważnymi i ekstrawaganckimi ludźmi. Odkąd przyszłam do liceum jestem potępiana, gnębiona. Radzę sobie z tym kalecząc się,oczywiście nikt nie wie. I tak pozostanie. Bo każdy upadek ukształtował mój charakter i może nie jestem silną osobą, ale umiem utrzymać się na świecie. Czasami po prostu chcę, by ludzie wiedzieli jak to jest czuć się jak gówno. Ja właśnie tak czuję się na co dzień.

Ranek był trochę dziwny, ponieważ słyszałam jakieś krzyki z dworu. Wstałam, więc ospale i poszłam do hotelowej łazienki. Umyłam zęby, rozczesałam włosy. Zdziwiło mnie, że pokój był pusty. Powinien w nim być Joel, ale nie słyszałam, żeby ktokolwiek się ruszał. Wzięłam telefon i zobaczyłam nieodczytanego sms od mamy.
"Kochanie musieliśmy wrócić do domu o 8:00, nie chcieliśmy cię budzić. Porozmawiaj z Scooterem,a on ci wszystko wytłumaczy - Mama"
Myślałam, że krew mnie zaleje. Moi rodzice zostawili mnie w obcym mieście, samą w hotelu i pojechali do domu. Co ja miałam zrobić? Będę teraz latać po ludziach, żeby mnie odwieźli? O nie...
A jednak stojąc przed Scottem, który za 2 godziny ma samolot na Fiji błagałam go, by mi pomógł.
 - Skyler rodzice prosili, żebym załatwił podwózkę to ją załatwię. Tylko proszę daj mi chwilę - mówił trzymając mnie za rękę. Wiedziałam, że wolałby cieszyć się z żoną z wyjazdu i ślubu, ale nikogo innego nie znałam tak dobrze jak jego. Współpracują z tatą od 4 lat.
 - Dzięki, będę na śniadaniu jakbyś coś wiedział - zdobyłam się na mały uśmiech.
Ruszyłam do restauracji, gdzie już przy wejściu pachniało świeżym pieczywem. Szwedzki stół na środku ogromnej sali. Nałożyłam na talerz tosty i nalałam sobie wodę. Odwróciłam się, poczułam czyjąś obecność, która lekko mnie odepchnęła. Nagle na mojej koszulce pojawiła się ogromna plama, a tosty wylądowały na podłodze.
 - Sky... kurwa przepraszam - usłyszałam dobrze mi znany głos chłopaka o imieniu Justin.
Od razu podbiegła kobieta z mopem i wycierała podłogę.
 - Przepraszam bardzo, ja posprzątam - odparł Bieber biorąc od kobiety sprzęt.
 - Nie ...ja nie... pan jest gościem - jąkała przerażona.
Ten dzień zaczyna się na prawdę koszmarnie, najpierw fakt, że zostałam sama w hotelu, teraz Justin wylał na mnie sok i nie mam nic na przebranie. Jeszcze te krzyki, które mnie obudziły. Miałam ochotę zapaść w głęboki sen, a obudzić się jak ta okrutna passa się skończy.
 - Przepraszam cię, cholera. Chodźmy się przebrać - powiedział patrząc na nasze poplamione koszulki.
 - Świetnie,bo ja nie mam w co - fuknęłam krzyżując ręce na piersi.
 - Pożyczę ci - odwrócił się mierząc mnie wzrokiem. - Śmiesznie wyglądasz z pomarańczową plamą na brzuchu.
Wywróciłam oczami, po czym udałam się za tym sławnym bufonem. Nie widziałam jego miny, ale chyba nie chciałam wiedzieć co pałęta się po jego głowie.
Otworzył drzwi poprzez włożenie karty w odpowiedni czytnik, weszliśmy do pokoju. Jak poprzednio, gdy tu byłam panował niesamowity porządek. Justin wyjął z szafy granatową koszulkę z napisami, po czym ściągnął brudną. Jego idealnie wyrzeźbione ciało, pokryte tatuażami od razu przykuło moją uwagę. Nie mogłam oderwać wzorku od mięśni brzucha i silnych rąk. Fascynowały mnie rysunki zrobione czarnym tuszem, każdy inny, lecz wyjątkowy. Można to nazwać patrzeniem na niebo, jak bezdomny na cudowną willę lub głodny na pysznie zastawiony stół.
 - Pójdę się umyć, a ty weź coś sobie i pójdziesz po mnie - jego anielski głos wybudził mnie z wgapiania się idiotycznie na jego tors.
Podeszłam do szafy, w której było od groma ubrań, ze wszystkich możliwych materiałów i kolorów. Przejechałam dłonią po kilku z nich, aż wybrałam najnormalniejszą oraz mam nadzieję, że najtańszą. Zwykła, czarna z białymi paskami. Wzięłam ją i rozejrzałam się po pokoju, Justin był w łazience, a sok sklejał mój brzuch z tshirtem. Zobaczyłam iphone'a chłopaka, który ciągle wibrował od nadmiaru powiadomień  np. z twittera lub instagrama. Ten telefon jest wart miliony, w końcu korzysta z niego sam Justin Bieber.
Chłopak wyszedł z łazienki i opadł na łóżko włączając telewizor.
-No co tak patrzysz? przebierz się i chodź do mnie.-odparł patrząc na mnie, wyglądającą jak ostatnie nieszczęście.
Szybko pognała, do toalety, gdzie zdjęłam brudną bluzkę.Umyłam brzuch i nałożyłam tshirt Justina. Wróciłam do pokoju, gotowa do opuszczenie go.
-Dzięki, zwrócę ci ją przez tatę. To cześć - rzuciłam przez ramię, wychodząc.
-Czekaj, Sky. Posiedź ze mną- przeczesał ręką swoje zbyt na żelowane włosy.
-Nie mogę, muszę zorganizować sobie podwózkę- mruknęła, po czym tego żałowałam.
-Ja cię odwiozę, kiedy tylko chcesz - uśmiechnął się, siadając na rogu łóżka.
-Dzięki, ale nie. To nie najlepszy pomysł. -grzecznie odmówiłam.
-Czemu?- zaśmiał się. - Boisz się siedzieć z chłopakiem w jednym aucie? czy cykasz się paparazzi?
- Idiota- wymamrotałam otwierając drzwi. To było głupie.
-Heeej, Sky. Czekaj- rzekł podbiegając do mnie i łapiąc za mój nadgarstek. - Przepraszam. Odwiozę cię.
Spojrzałam mu w oczy, gdy ten nachylał się nade mną i wciąż nie puszczał. Wyrwałam się, oparłam głowę o futrynę drzwi wpuszczając powietrze. Justin cofnął się, wróciłam do pokoju i schowałam telefon do kieszeni. Następnie podszedł do mnie, złapał za moje ramię przeciągając nas do korytarza. Zatrzasnął drzwi, po czym ruszył w stronę windy.
-A twoje rzeczy?- zapytałam zdziwiona obrotem sprawy.
-Mam ludzi, którzy je zabiorą. - oznajmił z cwaniackim uśmiechem na ustach.
Przewróciłam oczami, to dość dziwne. Ja zawsze muszę pakować się sama, a za niego inni zrobią wszystko. Stojąc w windzie spojrzałam na swoje nadgarstki, były cholernie widoczne. Staram się je zakrywać, ale koszulka Justina nie pozwala mi na to. Reasumując moje blizny na pewno już widział lub czuł.
Zatrzymaliśmy się na piętrze 6, drzwi rozsunęły się, a ja ujrzałam Eda Sheerana- piosenkarza, z którym trochę się zaprzyjaźniłam. To słodki rudzielec, miło się z nim rozmawia.
-Cześć- zdobyłam się na mały uśmiech.
-Hej, właśnie wyjeżdżam. Fajnie było, paa- odparł niezbyt zadowolony wchodząc do windy z walizką.
Justin i ja pognaliśmy do mojego pokoju, bo Ed nawet nie zaczekał na nasze pożegnanie tylko kliknął przycisk, a winda zjechała na dół. Włożyłam kartę w odpowiedni otwór, po czym weszłam do środka. Panował tu ogromny bałagan, moje policzki oblały się rumieńcem ze wstydu.
-Przepraszam za nieporządek. -szepnęłam szybko ogarniając ubrania z sofy.
Wrzuciłam je do walizki, poszłam też do łazienki, gdzie spakowałam kosmetyki. Nie było ich dużo, ale miałam wrażenie, że robię to kilka godzin. Czas się dłużył przez moje nerwy, więc latałam po pokoju oszalała.
-No co? - rzekłam widząc jak Justin chichocze siedząc na krześle.
-Biegasz jakby koniec ziemi miał za chwilę nastąpić. -  odparł oblizując usta.
-Nie gadaj tylko mi pomóż, tam leży moja torba.- wskazałam na małą walizkę w rogu.
Chłopak wstał i chwycił ją za rączkę. Ja pognałam w stronę wyjścia.

Jadąc w cholernie drogim aucie Justina czułam się nieswojo. Zwracaliśmy uwagę ludzi na drodze, gdy wjechaliśmy do Los Angeles, ale nie byłam z tego zadowolona. Nie rozmawialiśmy dużo, krępowała mnie ta sytuacja. Nagle w radiu puścili piosenkę Justina "Boyfriend". Chłopak uderzał ręką w kierownicę wybijając jednocześnie rytm utworu i śpiewał patrząc na mnie z cwaniackim uśmiechem. Szczerze mówiąc to było cholernie urocze. Zaczęłam się śmiać, lecz on złapał mnie za rękę i okręcał nią. Gdy piosenka się skończyła oboje wybuchnęliśmy śmiechem, ale Justin uważniej skupił się na drodze. Jednak zdziwiłam się, bo chłopak przegapił skręt do mojej dzielnicy.
-Gdzie ty jedziesz? - zapytałam, bo w końcu wcześniej mówiłam mu swój adres.
-Mieliśmy iść razem na obiad prawda? - posłał mi pewny siebie uśmiech.
No tak, przecież po nim można spodziewać się wszystkiego. I z tego co zauważyłam od dobrych 15 minut śledzi nas duży wóz, w których za pewne są paparazzi. To serio najgorszy dzień mojego życia.
Zatrzymaliśmy się z tyłu Burger Kinga, co było dziwne jak na wielką gwiazdę. Oczywiście mi nie zależy na najdroższych restauracjach, ale na chłopaka zarabiającego miliony.
Wysiadłam ostrożnie, po czym czekałam na Justina, który był trochę zakłopotany. Ruszyliśmy do środka, gdzie zaraz po naszym wejściu ludzie patrzy na nas z ogromnym zdziwieniem. Widziałam też, że ktoś wyciągnął telefon.
Zamówiliśmy na prawdę szybko, ale czekaliśmy w kolejce. Czułam się osaczona, wzrok skierowany na Justina czasem przejeżdżał na mnie. Wszyscy chcieli wiedzieć kim jest dziwaczka, która przyszła z wielką gwiazdą. Wychodząc z zamówieniem na wynos okazało się, że paparazzi weszli na drzewa i robili zdjęcia. To jest chore! Justin szybko zareagował chowając mnie w swoich ramionach, krzyczał coś, ale dla mnie ważne było, że jego silne ręce próbują mnie zakryć, a ciepły tors przytula mnie jakby to miało być nasze ostatnie spotkanie. Usiadłam na miejscu pasażera zapinając pas, Justin próbował wyjechać z tylnego parkingu, lecz ci szaleńcy wpychali aparat, aby robić zdjęcia. Zakrywałam twarz rękoma, ale najważniejsze było, żeby szybo znaleźć się poza ich zasięgiem.
-Wybacz, Sky. - wyszeptał smutny.
-Spokojnie, rozumiem. - odparłam kładąc rękę na jego ramieniu. - Gdzie jedziemy?
- Do pewnego miejsca, na pewno tam nie byłaś. - rzekł znacznie przyśpieszając.
Resztę drogi siedzieliśmy w ciszy, lecz miejsce, do którego mnie zawiózł było cudowne. Wielki klif, na środku drewniana ławka i pełno drzew. Wzięłam swoją torbę z Burger Kinga, po czym ruszyłam na przód.
-Podoba się? - zapytał Justin siadając na ławce.
- Jasne, tu jest cudownie. - powiedziałam podziwiając krajobraz.
Zajęłam miejsce obok Justina i zaczęłam jeść swoje, kaloryczne jedzenie.
- Uwielbiam tu przyjeżdżać. - mruknął przygryzając wargę.
- Nie dziwię się, można zapomnieć tu o całym świecie. - rzekłam spokojnie.
- Tak. Czasem mam cholernie dość życia w mediach. Wszyscy myślą, że szastam kasą, a chodzę do Burger Kinga z dziewczyną. Nie obraź się, że nie zabrałem cię do jakiejś drogiej knajpy, ale miałem ochotę na burgera i frytki. - mówił, a z jego oczu wyczytałam, że był szczery.
Cieszyłam się, że otworzył się przede mną i zabrał do ulubionego miejsca. Teraz dopiero widzę, że nie jest taki za jakiego go mają.
__________________________________________________________________
 Witajcie :3 Cholernie was przepraszam, że tak zawodzę. Wiem, że ten rozdział miał się pojawić 24, ale nie miałam dokończonej końcówki, a nie miałam też jak jej dopisać. W telefonie wchodziłam i zmieniałam datę, a rozdziału nie mogłam. Dobra w każdym razie nn będzie o wiele szybciej. Akcja toczy się szybko, ale chyba każdy z was nie chce czytać nudnych historii zwyczajnego życia Sky bez Justina i życia Biebera przepełnionego obowiązkami. To tyle, buziaki :**
-Komentarze karmią wenę.
~.Miley Cyrus<3

czwartek, 17 lipca 2014

Chapter: 4

*Justin*
5 lipca
Czasem wydaje nam się,że mamy wszystko czego chcemy.Pieniądze robią z nas zadufanych bufonów i sprawiają,że stajemy się zupełnie kimś innym. Do tego dochodzi drogi alkohol, narkotyki,zdrady. A moim przypadku jest tego wiele.Media tylko patrzą,żeby mnie zniszczyć. Szukają okazji, czają się na mnie.Każdy człowiek błądzi i pakuje się w problemy.Ja również,więc nie rozumiem czemu jest z tego taka sensacja. Owszem sława równa się z brakiem życia prywatnego.Myśląc,że mam to czego chcę zapomniałem o jednej rzeczy. Czegoś mi brakuje...Mam pieniądze,ogromny dom,samochody.Nie mam miłości.Kogoś kto będzie przy mnie w kiepskich chwilach, kto mnie pocieszy.Będzie na mnie czekał,gdy wrócę zmęczony z koncertu i przywita buziakiem.Chciałbym,żeby ta dziewczyna była inna niż wszystkie.To nie może być zwykła dziwka,która się przyczepi,bo mam kasę.Ona musi kochać mnie za to jaki jestem,a nie ile mam w portfelu.Straciłem Selenę,bo zacząłem popadać w złe towarzystwo.Teraz chcę poczuć smak prawdziwej miłości.
Dziś ma odbyć się ślub Scootera i Yael.Jest godzina 11:00,a ja szykuję się w hotelu.W takich chwilach chciałbym,aby cudowna dziewczyna zapinała moją koszulę,a ja patrzyłbym na nią.Pocałowałbym ją i wziął za rękę,razem poszlibyśmy na ten ślub.Jednak dziś muszę sam to zrobić.Nagle usłyszałem pukanie,poszedłem więc otworzyć drzwi.Stał w nich Joel oraz Sky.
-Cześć, brat się nudził,a rodzice kazali mi znaleźć mu zajęcie.-wymamrotała speszona.
Tak pięknie wyglądała stojąc przede mną i prosząc,abym pozwolił im u mnie posiedzieć.Jej długie włosy opadały fali na plecy.Sukienka podkreślała talię dziewczyny,a brązowe oczy krępujący wpatrywały się w podłogę.Nerwowo pocierała palce i zaciskała usta w cienką linię.
-Proszę,wejdźcie-zaprosiłem ich gestem ręki.
-Dzięki,ale ty tu masz wypas-rzekł Joel rozglądając się po pokoju.
Sky powoli weszła do środka, stanęła w kącie.Jej brat usiadł na kanapie i włączył telewizor.
Ja latałem po pokoju szukając spinek do koszuli,ale nigdzie nie mogłem ich znaleźć.
-Tego szukasz?-zapytała Sky trzymając w ręce moją zgubę.
-Tak,dzięki-odparłem odbierając od niej spinki.
Prawda jest taka,że nie umiem ich zapinać,ale musiałem sobie poradzić.Nie zbłaźnię się czymś takim przed dziewczyną.Jednak los chciał inaczej i na prawdę się męczyłem.
-Daj-powiedziała podchodząc do mnie z małym uśmiechem.
Chwyciła moją rękę,lecz przez kilka sekund patrzyła na nią.Najprawdopodobniej skanowała moje tatuaże.Zaczęła zapinać spinkę na jednym rękawie,a ja obserwowałem jej ruchy.
-Co się tak szczerzysz?-zaśmiała się spoglądając na mnie z ukosu.
-Bo fajnie wyglądasz majstrując przy moich rękach-palnąłem.
-Mhmm,a zauważyłeś,że masz koszulę źle zapiętą?-rzekła z kpiącym uśmieszkiem.
Spojrzałem na źle zapięte guziki i przekląłem w myślach.Ona musiała myśleć,że jestem jakąś ciapą.Nagle zaczęła odpinać koszulę co musiała robić prawie od dołu.Ręce jej się trzęsły,bo pewnie dziwnie jej jest rozbierać mnie przy bracie.Jednak zrobiła to.Patrzyła na moją nagą klatę jak w obrazek,ale gdy zauważyła,że patrzą na nią od razu zaczęła zapinać.Trzy guziki u góry zostawiła rozpięte,po czym wygładziła koszulę przejeżdżając po niej dłonią.Przygryzłem wargę wsadzając ręce do kieszeni spodni.Skyler odeszła,po czym zajęła miejsce obok brata.Ja udałem się do łazienki,gdzie spryskałem ciało perfumami.

Od 4 godzin trwa wesele,wszyscy się bawią,a para młoda jest szczęśliwsza niż kiedykolwiek wcześniej.Niestety pojawiła się moja kuzynka Zoe,z którą nie mam dobrych kontaktów.Ona wierzy,że jestem taki jakiego przedstawiają mnie media.Po prostu się nie lubimy.Pojawił się też mój kumpel Ed Sheeran,Carly Rae Jepsen,Tom Hankn.Siedziałem właśnie z Edem,gdy zauważyłem,że Sky rozmawia z Zoe.O nie mogę na to pozwolić! ruszyłem natychmiast,by im przerwać.
-Zoe idź do domu i zobacz czy się tam nie ma-rzekłem podchodząc do nich.
-Odpierdol się gnomie, rozmawiam-warknęła z zołzowatą miną.Sky przyglądała nam się nie wiedząc co zrobić.
-Widzę,dlatego tu jestem.Musze uchronić Sky przed wiedźmą-posłałem jej wredny uśmieszek.
-A więc znasz już osobiście mojego debilnego kuzyna.-wymamrotała Zoe do Skyler.
-Nie jestem debilny kretynko-zaprotestowałem.
-Wy jesteście rodziną?-zapytała zdziwiona szatynka.
-Niestety-mruknąłem.
Dziewczyna zaśmiała się uroczo,po czym wzięła łyk soku.To dziwne,bo wszyscy pili szampana lub wódki,a ona jedyna wolała napoje bezalkoholowe.
Zoe zaczęła mnie ignorować i kontynuować rozmowę z Sky.Wkurzyłem się,więc musiałem wymyślić jakiś plan.Przez presję szarpnąłem Skyler za rękę,zacząłem biec na dwór,by z nią pogadać.Zatrzymałem się,gdy doszliśmy do murku,na którym usiedliśmy.
-Co to miało być?-zapytała trochę zdenerwowana.
-Nie rozmawiaj z nią,to zołza.-odparłem zgodnie z prawdą.
-Jest bardzo miła i fajnie się z nią rozmawia.Opowiadała mi trochę o sobie.-wymachiwała rękami.
-To tylko małe słońce przed burzą.-powiedziałem opierając się dłońmi o murek.
-Chyba nie tak to szło-posłała mi zadziorny uśmiech.
-Nie ważne-wymamrotałem.
Sky stukała obcasem o ziemię,aby wybić rytm muzyki dochodzącej z pomieszczenia,w którym byli goście i młoda para.Nagle zauważyłem błysk lamp gdzieś z oddali,szybko złapałem Sky za rękę,po czym wróciliśmy do środka.Scott i Yael tańczyli na środku do jakiejś wolnej piosenki.
-Zatańczymy?-wyciągnąłem dłoń w stronę Sky.
-Z chęcią.-uśmiechnęła się łącząc nasze ręce.
Udaliśmy się na parkiet,gdzie objąłem ją w tali na co lekko się wzdrygnęła.Zaplotła ręce w okół mojej szyi.
Postanowiłem zadbać,żeby zapamiętała ten taniec do końca życia.Bujaliśmy się do rytmu Christiny Perri "A Thousand Years".W pewnym momencie Sky położyła głowę na moim ramieniu i znacznie się przybliżyła.To dziwne,bo zazwyczaj jest jak najdalej może.Zdziwiony pogłaskałem lekko jej włosy,po czym spojrzałem na ludzi w okół nas.Jej rodzice rozmawiali z kimś kogo nawet nie znam,a Joel robił zdjęcia z Carly.Z tego co zauważyłem Zoe wypijała kolejny kieliszek szampana, a reszta gości albo tańczyła albo siedziała przy stołach.
-Może chciałabyś pójść ze mną jutro na kolację?-zapytałem szepcząc w jej ucho.
-Ale wtedy zrobią nam jakieś zdjęcia-wymamrotała.
-Będę cię strzegł,nikt nam nie zrobi zdjęć.Z resztą byliśmy już na jednej.-zachęcałem ją.
-Ale wtedy przyjechałam sama,długo po tobie.I wyszliśmy osobno.-rzekła nie zbyt zachęcona do spotkania.
-Sky, spotykasz się z tyloma gwiazdami i nikt ci nigdy zdjęcia nie zrobił?-nie dawałem za wygraną.
-No dobrze,spotkajmy się jutro.-w końcu uległa.
-Przyjadę po ciebie o 19:00,bądź gotowa.-uśmiechnąłem się,ale chyba tego nie widziała.
Piosenka się skończyła,a my odkleiliśmy się od siebie i podziękowaliśmy za taniec.Sky poszła do brata,a ja napiłem się szampana.Z tego co widziałem rodzeństwo się trochę sprzeczało,a potem wybiegli na dwór śmiejąc się i żartując.Podszedł do mnie Ed.
-Skylet Cambell? Justin ona jest córką twojego szefa.-zaczął dość cicho.
-Po prostu tańczyliśmy.A co?-odparłem biorąc kolejnego łyka.
-Przebywasz z nią dość dużo czasu.Ja widziałem ją dwa razy.-rzekł opierając dłonie na kolanach.
-Jest miła-powiedziałem opierając się o krzesło.
-Ale nieśmiała i ma trudną przeszłość.Uważaj,żeby jej nie skrzywdzić.-zachowywał się jak pieprzony zazdrośnik.
-Jaką przeszłość?-zapytałem trochę zdezorientowany.
-Jak będzie chciała to sama ci powie-odrzekł wstając.
Cholernie ciekawiło mnie co ten rudzielec miał na myśli.Jaką Sky miałam przeszłość? Kurewsko mnie to ciekawiło i nie spocznę dopóki się nie dowiem.
________________________________________________________________________________
Witajcie :) Bardzo was przepraszam,że dodaję ten rozdział dopiero teraz,ale wiecie są wakacje.Nie chcę ich przesiedzieć tylko przed kompem.Obiecuję,że następny dodam na czas :)

-Komentarze karmią wenę.
~.Miley Cyrus <3

sobota, 12 lipca 2014

Chapter: 3

3 lipca.
W nocy budziłam się chyba z 10 razy.Temat Justina nie schodził z moich myśli,sama nie wiem co on kryje,ale dowiem się.Przeciągnęłam się,po czym wsadziłam stopy w kapcie.Szybko pognałam do łazienki,bo zdałam sobie sprawę,że dziś zaczyna się pewien czas w miesiącu,w którym nie czuje się najlepiej.Odpowiednio się przygotowałam,a następnie umyłam dokładnie zęby.Włosy rozczesałam i spięłam w kitkę.Ubrałam szare spodnie od dresu oraz zwykłą,białą bokserkę.Pognałam na dół w poszukiwaniu czegoś do jedzenia.Z tego co zauważyłam wszystkich gdzieś wywiało.Wyciągnęłam wszystkie składniki na jajecznicę i zaczęłam ją przygotowywać.
-Zrobisz dla mnie też?-głos Joela sprawił,że podskoczyłam z przestraszenia.
-Nie,sam sobie zrób.-warknęłam.
-Nie spinaj się tak,bo ci przecieknie-zażartował.
-Spierdzielaj małolacie!-wrzasnęłam ostro.
Brat wziął tylko coś z lodówki i z parszywym uśmieszkiem wyszedł z kuchni.Ja w końcu usmażyłam jajecznicę,po czym nałożyłam ją na talerz.Wzięłam widelec,wygodnie zasiadłam przy stole.Zaczęłam jeść,lecz Joel wrócił.
-Sky no daj trochę,bo głodny jestem-marudził.
-Nie,jak chcesz to sam coś sobie zrób-wymamrotałam jedząc.
-Ale ja nie umiem.-jęczał stojąc przy mnie.
-To masz problem-rzekłam delektując się.
-Ahh no proszę najukochańsza siostro,zrobię za ciebie pranie.-upadł na kolana i prosił.
-Hahahah muszę to nagrać-zaśmiałam się.-Weź sobie z patelni.
-Dziękujeee-wrzasnął z ulgą i podarował mi buziaka w policzek.
Natychmiast pobiegł po talerz,a za chwilę siedział na przeciwko mnie wcinając,aż mu się uszy trzęsły.Po zjedzeniu zanieśliśmy brudne zaczynia do zmywarki.Rodzice są w pracy,więc zostaliśmy sami.Chociaż ja dziś na 14:00 mam jechać do tego studia.Spojrzałam na zegarek,z którego wyczytałam,że została mi godzina.Pobiegłam na górę,wyjęłam z szafy szarą bluzkę z krótkim rękawkiem.Narzuciłam ją na siebie,po czym szukałam odpowiednich spodni.W końcu wybrałam czarne leginsy.W znoszoną,ciemnozieloną torebkę wrzuciłam wszystko co mi potrzebne.Poprawiłam kitkę i zbiegłam na dół.Krzyknęłam Joelowi,że wychodzę.Taksówka zamówiona specjalnie przez tatę czekała przed domem.Dałam kierowcy karteczkę z adresem.Wyciągnęłam telefon,po czym napisałam do mamy.
"Jesteś jeszcze w pracy?"
"Tak, za godzine wychodzę.A co?"
"Będziesz na tym spotkaniu w studio?"
"Nie, zawożę Joela na trening i jadę na zakupy.Będziesz z tatą."
Szczerze mówiąc nie mam ochoty siedzieć tam kilka godzin i słuchać jak nagrywają jakieś piosenki,ale nie chcę sprawić tacie przykrości.Wysiadłam przed ogromnym budynkiem znajdującym się na obrzeżach centrum Los Angeles.Zrobiony był całkowicie ze szkła,a drzwi ozdobiono złotymi napisami.Weszłam przez nie do środka. Znajdowało się tam lobby, ale ja szukałam wzrokiem windy, która zawiozła mnie na 8 piętro. Było tam bardziej gorąco niż na dole, ale dało się wytrzymać. Miałam zgłosić się do pokoju nr. 47, bo tam właśnie są wszyscy. Przed drzwiami stało dwóch ochroniarzy w czarnych garniturach i czujną miną.
-Fanek nie wpuszczamy, do widzenia mała-odrzekł jeden z kpiącym uśmieszkiem na ustach.
Przypomniało mi się, że aby wejść muszę mieć plakietkę, którą dał mi tata. Wyciągnęłam ją z torby i pokazałam im.
-Najmocniej przepraszamy, wejdź-wyszeptał drugi otwierając drzwi.
W środku przy całym tym sprzęcie siedziało 4 mężczyzn, z czego jeden to mój ojciec. W pomieszczeniu za szybą nagrywał Justin i najwidoczniej mnie zauważył, bo śpiewał z zamkniętymi oczami. Przywitałam się ze wszystkimi, po czym oparłam się o ścianę obserwując oraz słuchając. Jego głos był taki cudowny, działał jak ukojenie dla moich uszu. To, z jaką przyjemnością wznosił się na wyższe dźwięki szczególnie przykuło moją uwagę. Nie znałam tej piosenki, ale spodobała mi się.  Sprawiał, że mój umysł zaczął analizować każdą cząsteczkę jego ciała. Chciałam znać go jak własną kieszeń. Stał tam, a ja wgapiałam się w niego, co chyba zauważył ten cały Scooter i klepnął mojego tatę kierując wzrok na mnie. W tym samym momencie Justin przestał śpiewać, a ja otrząsnęłam się. Czułam się taka zawstydzona, ale to wszystko przeze mnie.
-Świetnie było, napiszesz jeszcze resztę i będzie niezły hicior-powiedział mężczyzna siedzący przy całym tym sprzęcie.
-To tylko pierwsza zwrotka, muszę znaleźć moją muzę, ale mówiłem już, że nie sprzedam jej.-Zamarł, gdy mnie zobaczył.
Uśmiechnęłam się nieśmiało, po czym pozwoliłam włosom zakryć moją twarz opadając na nią. Bieber wyszedł z kabiny nagraniowej i ruszył w moją stronę.
-Cześć, cieszę się, że dotarłaś.-Uśmiechnął się stojąc jakiś metr ode mnie.
Przytulił mnie tak samo jak wczoraj, utrzymywał dystans. Pewnie, dlatego, iż przy moim tacie, który sprawi, że dostanie miliony po prostu mu nie wypada. Podszedł do stolika z wodą, napił się jej, co wywołało dziwne mrowienie w moim brzuchu.
-Córciu pierwszy raz możesz wejść do studia, może chcesz się dowiedzieć jak to działa?- Rzekł entuzjastycznie tata.
-Chcę-posłałam mu wymuszony uśmiech.
Wtedy do rozmowy wtrącił się ten sam mężczyzna, który siedział przy tym sprzęcie.  Zaczął wyjaśniać mi jak działają wszystkie te przyciski i suwaki. Tata rozmawiał z Scooterem oraz Justinem o planach w jego karierze. Zapamiętałam funkcje trzech guzików- z cyframi „87” jest od nagrywania. „14” od włączenia głosu, aby poza kabiną można było słyszeć muzykę oraz „43” służy do nałożenia wybranego podkładu.
W końcu zdecydowaliśmy, że pojedziemy razem na obiad. Ekipa Justina zapakowała się w jego auto,a my w wóz taty.Przez calusieńką drogę musiałam opowiadać jak podoba mi się praca w takim studio,a większość to były kłamstwa.Nie interesują mnie te wszystkie guziki.
Zatrzymaliśmy się przed wejściem do restauracji japońskiej.Lubię tam chodzić z rodzicami,bo podają dobre jedzenie robione przez prawdziwych Japończyków. Na szczęście paparazzi nie zdążyli dobiec i Bieber nie został przez nich okrążony. Zajęliśmy miejsce przy stoliku niestety blisko okna,ale nie było tak źle.
-Co zamawiacie?-zapytał tata.
-Jeszcze nie wiem-odparł Justin.
Spojrzałam w kartę i studiowałam dokładnie każde danie.Nagle usłyszałam dźwięk sms,po czym mój ojciec z niezadowoloną miną ogłosił,że musi wyjść na 15,ale wróci i ,żebym zamówiła mu to co zawsze bierze,gdy tu jesteśmy.Świetnie,zostawił mnie samą z 4 chłopakami.Dzięki tatusiu (sarkazm)
-Sky opowiedz coś o sobie,prawie cię nie znamy.-zaczął Alfredo.
-Nie ma co mówić-mruknęłam nie odrywając wzroku od karty.
-Ależ jest.-uśmiechnął się Justin.
-Dobra,a mam nadzieję,że na mój ślub przyjedziesz-wtrącił Scott.
-Twój ślub?-zdziwiłam się.
-Tak, 5 lipca.Twój tata dostał zaproszenie.Nie powiedział ci?-oznajmił.
-W takim razie możesz przyjść ze mną.Jeśli Scott się zgodzi-odparł Justin.
-Oczywiście,że tak.-przytaknął.
Tego już nie mogłam znieść.Justin Bieber zaprosił mnie na ślub swojego menadżera, powinnam sikać w gacie prawda? ale jakoś nie mogę. Tyle razy powtarzałam,że nie umiem się cieszyć z tych spotkań.A wiele dziewczyn na świecie zrobiłoby wszystko,by być na moim miejscu.Czasem myślę,że mogłabym im oddać choć jedno.Jednak nikt z mojej klasy nie mógłby się dowiedzieć.Oni nie zasługują na to i tyle.
Gdy podszedł do nas trochę przerażony obecnością sławnej osoby w jego miejscu pracy złożyliśmy zamówienia i czekaliśmy na mojego tatę.
-Sky to ile właściwie masz lat?-zapytał Scooter.
-18 skończyłam-odpowiedziałam obojętnie.
Na szczęście w tym momencie wrócił tata i nie czułam się już tak bardzo skrępowana.W jego towarzystwie jest bezpieczniej.
-George czemu nie powiedziałeś Sky o moim ślubie?-zapytał Scooter.
-Wybacz,zapomniałem.-rzekł,po czym zwrócił się do mnie.-Słuchaj, dostałem...
-Wiem już-przerwałam patrząc na swoje paznokcie.
Kelner podał nam nasze dania,więc rozmowa zamieniła się w ciszę.Wszyscy jedli,ale tylko ja myślałam jak by stąd uciec.

Dobiegł koniec mojej katorgi.Zapłaciliśmy za obiad i ruszyliśmy do wyjścia,niestety jak to bywa z celebrytami na dworze stały tłumy.Nie chciałam znaleźć się na zdjęciach obok Justina,więc kombinowałam.Tata powiedział,że to nic,bo każdy walczy o Biebera i my po prostu będziemy szli po innej stronie.Gdy już znaleźliśmy się w aucie odetchnęłam z ulgą.Wcześniej nie spotykałam się z gwiazdami publicznie tylko w ich garderobach po galach lub w studio gdzie nikt inny nie wejdzie.
Weszłam do domu,zdjęłam buty,po czym pobiegłam do swojego pokoju.Postanowiłam pobiegać,więc przebrałam się w szare dresy zwężane u kostek.Do tego niebieski,sportowy top i szara bluza.Telefon włożyłam do specjalnej opaski na ramię, zbiegłam na dół,gdzie włożyłam swoje adidasy.Krzyknęłam,że wychodzę.Biegłam uliczkami wśród domów obserwując ich ogrom, baseny i drogie samochody na podjeździe.Każdy tu tak wyglądał, jest to jedna z najdroższych dzielnic LA.Mieszka tu nawet Sandra Bullock,ale nikt nie jest w stanie nawet zobaczyć jej posesji.Prowadzi do niej 3 milowa trasa,a przed nią ogromne ogrodzenie.I przebiegając obok zauważyłam,że za bramę właśnie wjechał samochód.Pewnie panna Bullock wróciła do domu.Gdy dotarłam do Santa Monica myślałam,że nie dam rady biec dalej.Słońce już zachodziło,a ja postanowiłam usiąść na piasku.W lunaparku ludzie szaleli na karuzelach,a z plaży powoli się zbierali.Właściwie to dziś mieliśmy przyjechać tu z rodzicami,ale chyba zapomnieli. Kupiłam sobie sok pomarańczowy i usiadłam na piasku.Ściągnęłam bluzę,ponieważ było strasznie gorąco.Lubię takie wieczory,ale szczególnie w samotności.Bez nikogo znajomego, Los Angeles jest ogromne,więc wcale nie tak łatwo jest tu kogoś przypadkiem spotkać.Możesz myśleć o czym tylko chcesz i nikt ci nie przeszkodzi.Owszem w ciągu dnia są tłumy ludzi,ale o wieczornych porach ich liczba maleje.Zamoczyłam stopy w morzu, czekałam,aż wyschną,po czym ruszyłam do domu.Muszę utrzymywać formę,a kilkanaście kilometrów to dla mnie duża pomoc. Nie cierpię tego,że ludzie uważają Amerykanów za otyłych łasuchów.Nie każdy jest taki.
Zmęczona weszłam do domu, wyjęłam z lodówki wodę i wypiłam całą szklankę.Pognałam do swojego pokoju,skąd wzięłam piżamę.Następnie wykąpałam się w wannie.Uwielbiam tam siedzieć,w wodzie wśród piany.Również tutaj powstają kreski na moich nadgarstkach, ale dziś nie ich czas. Mam dobry humor po wycieczce na plażę.Umyłam dokładnie włosy szamponem o tropikalnym zapachu, po czym zawinęłam je w ręcznik.Wytarłam się, rozczesałam i wysuszyłam swoje ciemne pukle.Wyszorowałam zęby,położyłam się do łóżka.Czułam się odprężona,o dziwo nie głodna,więc wszystko było dobrze.Sen to jedyne czego potrzebowałam.

czwartek, 3 lipca 2014

Chapter: 2

2 lipca.
Szara rzeczywistość zawsze pojawia się po cudownej nierealności.Często w snach widzimy siebie w naszym wymarzonym raju, każdy wyobraża sobie jak stoi pięknie ubrany w urokliwym miejscu.Najczęściej obok niego jest ukochana osoba.Jednak,gdy już wracamy na ziemię wszystko znika.Tak stało się dziś rano po moim obudzeniu.Przetarłam delikatnie oczy,przetrzepałam włosy palcami jednocześnie zakładając kapcie na stopy.Kolejny dzień przede mną.Weszłam do łazienki,umyłam zęby,po czym zbiegłam na dół.
-Sky już wszystko dobrze?-usłyszałam głos mamy dochodzący z salonu.
-Tak,co na śniadanie?-odparłam wchodząc do kuchni.
-Zostały dla ciebie tosty-oznajmiła.
Wzięłam talerz i usiadłam przy stole.Każdy kęs sprawiał,że mój głód malał.A z racji tego,iż wczoraj nie jadłam kolacji rano było on na prawdę duży.Popiłam gorącą herbatą,po czym wstawiłam naczynia do zmywarki.Udałam się do salonu gdzie mama oglądała Oprah, usiadłam na sofie obok niej.
-Co tam?-zapytałam niemrawo.
-Fajnie-rzekła wciąż patrząc w ekran.
Stwierdziłam,że z nią raczej nie pogadam,bo jest zbyt zajęta oglądaniem.Poczłapałam na górę,wyjęłam z szafy jasne jeansy,które od razu ubrałam.Spięłam włosy w koka,po czym narzuciłam na siebie miętową koszulkę z napisem "Do what U want".Dostałam ją kiedyś od babci,bo pomyślała,że będzie mi w niej ładnie.I faktycznie jest,bo usłyszałam to od Ariany Grande.
Usłyszałam głośne pukanie do drzwi-na sto procent Joel.
-Właź-mruknęłam.
-Sky idziesz na dzisiejsze spotkanie taty?-zapytał nie pewnie wchodząc do mojego pokoju.
-Nie chcę,a ty?-odparłam siadając na łóżku.
-Ja też,ale rodzice na pewno będę chcieli zabrać jedno z nas.-powiedział.
Mój wzrok utkwił na nim,próbowałam wyczytać z jego oczu do czego zmierza,ale nie potrafiłam.
-Jeśli chcesz zostać to ja pójdę.-wyszeptał dotykając lekko mojej dłoni.-Rozumiem cię.
-Dziękuje-przytuliłam go z całej siły.
-Nie ma za co,dobra uciekam do siebie-rzekł wychodząc.
To miłe,że Joel pójdzie zamiast mnie.Często jest tak,że raz biorą mnie,a raz jego i dziś pada kolej na mnie.Jednak brat poświecił się,co sprawiło,że zyskał w moich oczach wiele.
Postanowiłam poczytać książkę,otworzyłam balkon.Usiadłam na krześle kładąc nogi na krawędzie.Książka pt. "Dziecko ulicy",którą przysłała mi babcia spodobała mi się.Jest to przejmująca opowieść o losach dziecka porzuconego przez matkę i oddanego pod opiekę psychopatycznego ojca. Maltretowana przez rodzica ,zaniedbana przez macochę, Judy Westwater musiała radzić sobie sama od wczesnego dzieciństwa. Gdy miała 12 lat, uciekła z domu i błąkała się po ulicach Johannesburga. Brudna, schorowana i skrajnie wycieńczona postanowiła, że jeżeli przeżyje, w przyszłości pomoże bezdomnym dzieciom.
Tak bardzo się zaczytałam,że tylko wtargnięcie ojca do pokoju wyciągnęło mnie z powieści.
-Sky na pewno nie chcesz jechać?-zapytał z smutnym wyrazem twarzy.
-Nie,poczytam sobie.Z resztą jakaś zmęczona jestem,wczoraj trudno mi było zasnąć.-mówiłam.
-No cóż,trudno.Poznasz go innym razem.My wrócimy za 3 godziny-odrzekł całując mnie w czubek głowy.
Udało mi się bez walki przekonać tatę.Mogę zostać w domu sama i robić co tylko chcę.Spojrzałam na zegarek,który wskazywał 18:30.Ponownie usiadłam na balkonie czytając.Po chwili postanowiłam zadzwonić do babci.Wybrałam jej numer i czekałam,aż odbierze.
-Witaj wnusiu,co u ciebie?
-Cześć babciu,u mnie dobrze.A jak u ciebie??
-Smutno bez mojej Sky. Byłam dziś na basenie wiesz?
-To świetnie,trzeba trzymać formę.
-Słyszałam,że rodzice i Joel pojechali na kolejne spotkanie z jakimś gwiazdorem tak?
-Tak,tak.Ja nie chciałam.
-No,dobra skarbeczku muszę kończyć.Porozmawiamy później,trzymaj się.
-Pa babciu,kocham cię.
-No ja ciebie też,pa pa.
Odłożyłam telefon na półkę,opadłam na łóżko,po czym włączyłam telewizję.Pomyślałam,że przydałoby się coś zjeść.Zbiegłam na dół,otworzyłam lodówkę i przeskanowałam każdy produkt w niej.Po chwili wybrałam jakiś serek waniliowy.Usiadłam na kanapie przed telewizorem,w którym leciała jakaś telenowela.Nagle usłyszałam dzwonek telefonu domowego,z łyżką w buzi poszłam odebrać.Nie chciałam z nikim rozmawiać,ale trudno.
-Córcia zobacz czy w moim gabinecie leży czerwona teczka z napisem "Justin work".
Mam nadzieję,że jej tam nie ma,bo będą się wracali,a pewnie mnie wtedy wezmą ze sobą.Niestety owa teczka leżała na tym biurko i patrzyła na mnie z miną wygranej.*
-No jest.
-Kochanie błagam przywieź mi ją.Jest mi potrzebna,bo bez niej nic nie zrobimy.Proszę.
-Co? 
-Wyślę ci adres sms'em,kocham cię.Paa
Aż mnie zatkało.Mam wieźć mu jakąś teczkę?!? no nie...Ah no dobra,wyjdą po nią i ja wrócę do domu.Wzięłam ją,ubrałam swoje,białe conversy i chwyciłam za kluczyki.Co prawda prawo jazdy mam od 2 miesięcy,ale jeździć umiem.Wyjechałam z garażu,pełna złości ruszyłam w stronę restauracji Giorgio Baldi. Przez prawie 10 minut stałam w korku,ale w końcu udało mi się dojechać.Tata czekał już na dworze.Otworzyłam szybę i podałam mu teczkę.
-Dziękuje Sky,bez niej nic by nam się nie udało.-mówił.
-Spoko,to pa-wymamrotałam gotowa wracać.
-Czekaj,skoro już jesteś to chodź.Poznasz go-odparł otwierając drzwi od auta.
-Niee,ja już pojadę-próbowałam się wymigać.
-No chodź,będzie fajnie-rzekł praktycznie wyciągając mnie.
Zdążyłam jedynie wyłączyć silnik,a już znalazłam się na ulicy.Pognaliśmy do środka z prędkością światła.Byłam nieźle wnerwiona,miałam dać teczkę i wracać,a zostałam siłą zatargana na te spotkanie.Przy stoliku siedziała moja mama i brat oraz Justin Bieber z jego ekipą.Joel spojrzał na mnie,po czym zrozumiał,że jestem tu wbrew woli.
-Patrzcie kogo tu mam,to jest moja córka Skyler.-przedstawił mnie popychając lekko w moje plecy.
O to i Justin Bieber-nie tego się spodziewałam. Na prawdę ciężko było mi na niego nie patrzeć. On po prostu siedział uśmiechając się, kiedy tak się na niego gapiłam. Ubrany był w szyty na miarę garnitur od Armaniego, cały czarny. Nie miał krawatu,lecz górne guziki jego koszuli były odpięte, ukazując jego obojczyki i wyrzeźbioną, bezwłosą klatkę piersiową. Moje oczy podążały od napiętych ścięgien szyi, do wydatnej szczęki. Jego usta były soczyste i miały idealny odcień ciemnego różu. Nos prosty oraz doskonały.Nigdy nie widziałem tak intensywnie brązowych oczu, ani mężczyzny z rzęsami takiej długości. Jego jasnobrązowe włosy były idealnie ułożone do góry.W momencie,gdy tata wypowiedział moje imię przerwał rozmowę z mężczyzną siedzącym obok niego i spojrzał prosto na mnie.Oblizał usta,po czym przygryzł dolną wargę.Wstał ruszając w naszym kierunku.
-Miło cię poznać Skyler,jestem Justin-odparł przyglądając mi się,następnie ucałował wierzch mojej dłoni,którą raczył sam sobie wziąć.
-Usiądź z nami-wtrącił tata praktycznie usadzając mnie na krześle na przeciwko miejsca Justina.
Szczerze mówiąc nie miałam ochoty zostawać nawet w 1%,ale nie wymigam się już.Spojrzałam na ładnie ułożony talerz,a obok niego sztućce.
-Jestem Alfredo-głos chłopaka obok mnie sprawił,że wybudzenie mnie z myśli było bardzo łatwą czynnością.
-Sky-mruknęłam,ale on nie ustępował.
-Miło cię poznać-rzekł entuzjastycznie.
-Ciebie też-wymusiłam uśmiech.
-Córciu nie zjesz nic?-zapytała mama.
-Nie,jadłam w domu.-wymamrotałam niezadowolona,krzyżując ręce na piersi.
Czułam się tak nieswojo.Wyglądałam okropnie,potargane jeansy i znoszone trampki + niedbały kok to wady.Zaletą jest koszulka,która ratowała mój wygląd.Poczułam wibracje w kieszeni,po kryjomu spojrzałam na telefon.Joel napisał do mnie sms,że przeprasza,ale nie dał rady ich zatrzymać.Uśmiechnęłam się do niego,co miało oznaczać,że nic się nie stało i wróciłam wzrokiem do towarzystwa.Moja mama dyskutowała z jakiś mężczyzną,którego skądś kojarzę-ma na imię Scooter.Natomiast tata i Joel żartują z tym całym Bieberem.Westchnęłam głośno,jednak miałam nadzieję,że nikt nie zwróci na to uwagi.
-Więc Skyler może chcesz jutro pójść ze mną do studia nagraniowego? zobaczysz jak to wszystko działa-zaproponował Justin patrząc na mnie swoimi piekielnie pięknymi oczami.
-Sky,mów mi Sky-wyszeptałam.-Mogę pójść.
-Ohh dobrze Sky.-uśmiechnął się.
To jak wymawiał moje imię w jakiś sposób mnie fascynowało.Jest jakąś zagadką,którą właśnie próbuję rozwiązać.
Reszta wieczoru minęła na omawianiu szczegółów współpracy taty i Justina.Siedziałam po prostu cicho zastanawiając się ile dziewczyn zsikałoby się będąc na moim miejscu tuż na przeciwko wielkiego bożyszcza nastolatek.Jednak on od początku wydaje się być kimś innym niż przedstawiają go media.Może tylko gra,by zyskać sponsora,ale to już nie moja sprawa.Gdy w końcu mieliśmy się zbierać odetchnęłam z ulgą.Rodzice żegnali się ze wszystkimi po kolei,a ja obserwowałam każdy ruch Biebera.W końcu jednak zaczepił mnie Alfredo.
-To pa,Sky.Do jutra-uścisnął lekko moją dłoń z wielkim uśmiechem na twarzy.
Wyszeptałam ciche "pa" i ruszyłam w stronę wyjścia,lecz zderzyłam się z kimś.Mocno umięśniony tors odbił mnie lekko,na co niesłyszalnie jęknęłam.
-Miło było cię poznać Sky-usłyszałam gorący głos Justina,który zaraz mnie do siebie przycisnął co miało oznaczać przytulenie.
-Ciebie również-odparłam.
Poczułam jak trzyma dystans,jego ręce wylądowało na wysokości moich łopatek.Moje natomiast wisiały bezwładnie.Po chwili jednak odsunęłam się od niego i ruszyłam w stronę Joela,który już stał przy wyjściu.Zdecydowanie to było najdziwniejsze ze wszystkich takich spotkań...
*metafora.
___________________________________________________________________________
Witajcie :) przepraszam,że dopiero teraz dodaję ten rozdział,ale nie miałam dostępu do internetu.Mam nadzieję,że nie jest tak kiepski jak mnie się wydaje,że jest.Polecam sprawdzić aktualności w zakładce "rozdziały".
-Komentarze karmią wenę.
~.Miley